Nowy Peugeot 3008 - Lider w swojej klasie!

Z testem odświeżonego 3008 czekaliśmy celowo, ponieważ rynek motoryzacyjny w pewnym momencie stanął. Poprzedni 3008 był liderem klasy mid-SUV, ponieważ świetnie wyglądał, posiadał mnóstwo innowacyjnych rozwiązań, a ponad wszystko był naprawdę dobrym autem. Jak wygląda to po głębokim lifcie? Artykuł powstał przy współpracy z Peugeot Wojciechowski Zielona Góra. Zapraszamy do testu.

Wygląda jeszcze lepiej

Jesteśmy projektantami, więc zanim naciskamy guzik Start, obserwujemy. Nowy 3008 to samochód, w którym każdy charakterystyczny akcent poprzednika został podkręcony o jeden poziom. Nowa 'twarz' z charakterystycznym wzorem grill'a przechodzącego w zderzak wygląda genialnie. Szczególnie w opcji Black&White.

Światła do jazdy dziennej w postaci lwiego kła to rozpoznawalny symbol marki, więc również nie mogło go tutaj zabraknąć. Z tyłu natomiast światła LED zostały przeprojektowane tak, że motyw 3 pazurów jest w pewnym sensie podwojony. Mamy tu bowiem 3 rzędy, po 3 lampy, co daje świetny efekt przestrzenny i wygląda zdecydowanie lepiej. Całość ukryta jest w przydymionych kloszach, które w połączeniu z czarną listwą bagażnika poszerza nadwozie.

Zapraszamy na pokład!

Wnętrze nowego 3008 nawiązuje mocno do poprzednika, aczkolwiek użyte materiały są jeszcze lepsze, a ogólna ergonomia jest tu na najwyższym poziomie. Zegary i-Cockpit® oraz 10-calowy ekran dotykowy działają o niebo lepiej.

Marka Peugeot wyraźnie realizuje swoje założenia w kwestii upMarket. Nowe modele Peugeot charakteryzuje bardzo dobra jakość wykończenia, spasowanie oraz ergonomia

Fotele oraz pozycja za kierownicą jest tu bardzo dobra. 3008 to model, w którym i-Cockpit® oraz mała kierownica umiejscowiona poniżej linii zegarów sprawdza się idealnie. Konsola centralna posiada fortepianowe klawisze skrótowe, które nie tylko usprawniają obsługę, ale i świetnie wyglądają. Jest wygodnie, komfortowo i nowocześnie.

Tym razem Plug-In i 300KM

Samochodem jeździ się bardzo przyjemnie. Ręce na kierownicy odpoczywają, a układ napędowy nie pozwoli nam się nudzić. Mamy tu hybrydę typu Plug-in, 300Nm i 6 sekund do setki. Dzięki temu ruszamy spod świateł bardzo sprawnie pomimo 1850kg wagi. Waga wpływa na przyczepność jazdy po autostradzie, natomiast da się we znaki przy twardych nierównościach. Morał? Przy aucie, które prowadzi się tak dobrze, nie można mieć wszystkiego.

Nowy 3008 jest bardzo dobrze wyciszony i podobnie jest też z jego zawieszeniem. To sprawia, że podczas jazdy bezemisyjnej możemy poczuć się jak w elektryku

Mamy tu zatem bardzo dużo plusów. W testowanej wersji mamy auto praktyczne, świetnie wyglądające, wygodne, szybkie oraz hybrydowe. Jeżeli robimy ok 20km dziennie po mieście, to bez problemu przejedziemy je na energii elektrycznej. Być może jest to idealne rozwiązanie przejściowe, dopóki świat nie zostanie opanowany przez elektryki.

Testując nowego 3008, szczerze, nie będziemy się na siłę do niczego przyczepiać. Jeden z najważniejszych modeli w gamie francuskiego producenta zrobił na nas bardzo dobre wrażenie. Kiedy robi się ciemno wnętrze nowego Peugeot robi się jeszcze ciekawsze. Mamy dobre nagłośnienie, panoramiczny dach oraz podświetlenie ambientowe. Te wszystkie elementy sprawiają, że czujemy się, jak w samochodzie z najwyższej półki. Brawo Peugeot!


Diuna - Widowisko na jednym wdechu!

Istnieje teoria, według której najpierw fascynuje nas konkretny gatunek filmu, z czasem konkretny aktor, a na końcu zaczynamy obserwować filmowe dzieła danego umysłu. Dlaczego Powinniście prześledzić twórczość Denis Villeneuve i co sprawia, że Diuna to jeden z najważniejszych filmów ostatniej dekady? Zapraszamy na recenzję inną niż wszystkie!

Teatr dla oczu, UCZTA DLA ZMYSŁÓW

Denis Villeneuve jest filmowcem nietuzinkowym, a jego najnowsze dzieło potwierdza tylko, że niezależnie od gatunku traktuje film, jako medium, które ma nami wstrząsnąć. Pamiętajmy, że oprócz Blade Runner'a, Denis ma na swoim koncie perełki w postaci Sicario czy Labirynt. Te filmy pod każdym względem są naładowane emocjami oraz genialną pracą kamery. Dla przypomnienia lub jeśli ktoś z Was jeszcze nie widział, Sicario to brutalność świata karteli narkotykowych, która wbije Was w fotel na 2h. Labirynt natomiast to obraz żałoby ojca, któremu porywają córkę. Dzięki mistrzowskiej obsadzie film wyciśnie łzy nawet z największego twardziela, a jego historia zaskoczy Was niejednokrotnie. Jak to wszystko się ma do legendarnej Diuny?

Kanadyjczyk po raz kolejny udowadnia, że kino sci-fi to dla niego narzędzie, które dosłownie przeniesie naszą świadomość. Uwierzymy w świat, bohaterów oraz historię, która jest przecież fikcją

Zacznijmy od tego, że Diuna jest niezwykle trudną powieścią do pokazania. Co więcej, posiada też mocne przesłanie filozoficzne, momentami wręcz religijne. Choć pierwsza adaptacja wyszła momentami zabawnie, to nadal jest filmem kultowym. Być może nie istniały narzędzia, które mogły zobrazować tak bogaty i szczegółowy świat. Najnowsza ekranizacja jest cholernie wierna wizji Franka Herberta i z pewnością sprawi, że miliony nowych czytelników sięgnie po ten tytuł. Warto również wspomnieć, że Denis Villeneuve wielbi wręcz praktyczne zastosowanie efektów specjalnych, a green screen stosuje do minimum. Podczas seansu doświadczycie ogromnych i przede wszystkim realnych planów, które budują wyjątkowy klimat planety Arrakis. Diuna to również w pewnym sensie celebracja ludzkiej inteligencji. Nie znajdziecie tu śmiesznych robocików i sztucznej inteligencji. W pomieszczeniach panuje niemalże antyczny klimat, a wiele scen podkreśla rękodzieło.

Cgi do minimum, emocje w eter!

Czy wiecie, jak wyglądał pierwszy dzień zdjęciowy na planie Diuny? Timothée Chalamet miał za zadanie odegrać jedną z najważniejszych scen w książce. Chodzi tu o test Gom Jabbar, który pokaże czy człowieczeństwo młodego księcia wygra ze zwierzęcymi odruchami. Test przeprowadza Wielebna Matka odgrywana przez Charlotte Rampling. Nie ma tu żadnego CGI i zbędnych wodotrysków. Jest za to mroczna sceneria, niczym z koszmaru. Ta niecała minuta na początku filmu sprawi, że będziecie wiercić się we własnym fotelu i sami poczujecie ból Paul’a z rodu Atrydów. Timothée Chalamet zachwycił naszą redakcję już wcześniej, odgrywając Księcia Hal'a w Królu (2019). W Diunie udowadnia, że dopiero się rozkręca.

To właśnie emocje oraz genialna muzyka samego mistrza (Mark'a Zimmer’a) zabierają nas w niezwykle realny świat odległych planet, kultur oraz technologii, która odbierze nam oddech na ponad 2 godz.

Być może to miłość do oryginalnej powieści sprawiła, że wszyscy stanęli tu na wysokości zadania. Mark Zimmer w jednym z wywiadów wyznał, że jego największym marzeniem było stworzenie ścieżki dźwiękowej do Diuny, natomiast sam reżyser mówi otwarcie, że nareszcie stworzył film dla siebie.

Technologia

Może zacznę od maszyn takich, jak Ornitopter. Dokładnie tak wyobrażaliśmy sobie pojazd, który leci, trzepocząc własnymi skrzydłami i uwierzcie nam, Denis poświęcił każdą dostępną sekundę na prezentację technologii tego pojazdu. Kolejną niezwykle trudną naszym zdaniem rzeczą do pokazania była tzw. Tarcza Holtzman'a. To technologia, która wytwarza pole chroniące ciało podczas walki. Walki jest w Diunie sporo, więc czasu na zrozumienie tej technologii również.

Fani powieści, gadżeciarze oraz dizajnerzy odbiorą Diunę, jak prawdziwą ucztę dla zmysłów

Diuna to również świat bezlitosnej pustyni, na której woda stanowi niezwykle cenną walutę. Niejednokrotnie cenniejszą, niż życie. Cenniejszy jest tylko Melanż. (Żart zamierzony). Wyobraźcie sobie zatem, jak cenna jest filiżanka kawy? Ten żart też zrozumiecie po filmie. Powieść Franka Herberta zawierała również opisy kilku technologii pozyskiwania oraz filtracji wody. Jedną z nich możemy znaleźć w kombinezonach Fremen'ów (mieszkańców planety Arrakis). Był to specjalny strój, który filtrował pot i zamieniał go w wodę do picia.

Bohaterowie

Chyba najbardziej obawialiśmy się Oscara Issac'a w roli Księcia Leto... oj jak niepotrzebnie. Aktor odgrywa niezwykle dojrzałą postać, która musi zmierzyć się z największą misją w historii rodu Atrydów. Po drugiej stronie jest Baron Harkonnen (Stellan Skarsgård), który odraża nie tylko wyglądem, ale i nieskończonym mrokiem. Oczywiście główne skrzypce gra tutaj Paul, ale prawdziwe fanfary należą się również dla Lady Jessici (Rebecca Ferguson) oraz Duncan'a Idaho odgrywanego przez Khal'a Drogo... przepraszamy (Jason Momoa).

Więcej niż film!

Oprócz oczywistych aspektów wizualnych warto podkreślić sferę filozoficzną. Diuna rozprawia na tematy takie, jak władza, honor, miłość, przeznaczenie i strach. Te wszystkie emocje są bardzo prawdziwe. Niezależnie od tego, czy doświadczamy burzy piaskowej, rozmowy ojca z synem, gniewu czy spektakularnej eksplozji... wszystko tutaj siedzi. Diuna to również pierwszy film, który pomimo swoich 2h i 35min wydaje nam się za krótki. Tak! Właśnie tak świetnie się go ogląda.


Piotr Łapa - Design ARQ

Sztuka projektowania krojów pisma to jedna z trudniejszych dziedzin w grafice użytkowej. Połączmy to z rozwijającym się projektowaniem oraz możliwościami grafiki 3D, a otrzymamy bardzo ciekawą mieszankę. Właśnie w taki sposób oczarowały nas projekty Piotra Łapy.

Jak sam wspomina, papier i ołówek byli jego nieodłącznymi kumplami. Już od najmłodszych lat rysował i brał udział w konkursach.

Będąc małym dzieckiem, bardzo dużo rysowałem. Często były to postaci z bajek, filmów np. Gwiezdnych Wojen. W podstawówce brałem udział w wielu konkursach plastycznych. W gimnazjum rodzice zapisali mnie na lekcje rysunku i malarstwa, które szkoliły między innymi ludzi mających ambicje studiować na ASP

Na początku zafascynowała go architektura, jednak szybko zaczął odnajdywać się w grafice użytkowej oraz pierwszych projektach na zlecenie. W projektowaniu od zawsze fascynowała go faza koncepcyjna, wizualizacje i skład.

Manier - to szeryfowa rodzina kroju pisma o 6-ci grubościach, inspirowana krojami „transitional” i nowoczesnymi. Ma ona duża „wysokość x”, wyraźne trójkątne, klinowe szeryfy, bardzo mocny kontrast i pionowa oś cieniowania. Doskonale nadaje się do krótszych tekstów, nagłówków, plakatów, identyfikacji wizualnych, stron internetowych i aplikacji.

Prawdziwe powołanie poczuł po zakończeniu studiów, kiedy to trafiła w jego ręce książka Adriana Frutigerʼa „Człowiek i jego znaki”. To książka, która opisuje między innymi historię pisma. Ten sposób zaczęła się jego obsesja na punkcie liter.

Zacząłem się bardzo mocno dokształcać na temat projektowania krojów pism, liternictwa i typografii, głównie z książek i analizując udane projekty historyczne i współczesne

Pierwsze kroje pisma, które wyszły spod ręki Piotra to bezszeryfowy Gilmer i szeryfowy Manier. Z czasem zaczęły się dobrze sprzedawać na marketach i marki takie jak np. Unfold App użyły jego projektów. To dało mu motywację do dalszego rozwoju.

Aktualnie oprócz projektowania krojów pism zajmuję się także liternictwem, projektowaniem logotypów, wzorów literniczych i w mniejszym stopniu grafika 3d

Podczas pandemii Piotr stworzył niekomercyjny projekt serii liternictwa, który nazwał 'Lettering Lab'. Zawiera on około 20 wzorów. Koncepcje powstawały odręcznie w jego szkicowniku, a następnie najlepsze z nich przerysowano wektorowo w programie komputerowym.

Amient - to eksperymentalny, displayʼowy krój pisma. Jest on bardzo wyrazisty i ekscentryczny, stanowi eklektyczną ale jednocześnie spójna mieszankę form literniczych, składa się jedynie z wersalików i na ten moment posiada jedną grubość. Projekt ten był pewnego rodzaju odskocznią od konserwatywnych zasad jakimi rządzi się type design. Krój ten doskonale nadaje się na plakaty, okładki płyt, rożnego rodzaju grafiki. Jest on jednak złym wyborem jeśli chodzi o skład tradycyjnego tekstu.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, jak żmudne jest projektowanie kroju pisma, które będzie spełniać funkcję użytkową. Dzieje się tak, ponieważ doświadczony projektant nie tworzy pojedynczych liter, ale cały system. Z doświadczenia wiecie, że jest wiele czcionek, które po prostu nie działają poprawnie. To właśnie wtedy wiedza na temat światła, kerningu oraz poszczególnych odstępów pomiędzy problematycznymi literami wygrywa. Do tego dochodzą znaki specjalne oraz interpunkcja. Jest to proces, który trwa od kilku miesięcy do kilku lat.

Koniecznie zapoznajcie się z twórczością Piotra i zobaczcie, jak umiejętnie łączy sztukę projektowania kroju pisma ze swoją wiedzą nabytą na temat architektury oraz przestrzeni.

PIOTR ŁAPA INSTAGRAM
LINKEDin


JPA Speeder - Latający motocykl już w 2023 roku!

Zapnijcie pasy! Firma Jetpack Aviation (JPA) przedstawiła właśnie swój najnowszy projekt o nazwie Speeder™. To latający motocykl, który ma być dostępny na rynku do końca 2023 roku. Tak, dobrze przeczytaliście.

Koncept VS RZECZYWISTOŚĆ

Kilka lat temu Speeder™ został zaprojektowany jako koncepcyjny pojazd latający dla wojska, rządu i klientów komercyjnych, który może być wykorzystywany do ratowania życia. Warto zwrócić uwagę, że firma (JPA) nie rzuca słów na wiatr, ponieważ w ich ofercie już możemy znaleźć przeloty legendarnym JetPack'iem. Chcesz poczuć się jak 007 w Operacji Piorun? Wystarczy, że zapiszesz się na 2 dniowe szkolenie i cyk! Latasz plecakiem odrzutowym.

Pierwotnie pojazd przypominał nowoczesnego drona, teraz występuje jako wersja rekreacyjna do transportu osobistego.

Jak to działa. Oczywiście mówimy tu o wykorzystaniu technologii VTOL (pionowy start i lądowanie). Speeder™ ma być zdolny do skutecznego startu w dowolnym miejscu, na przestrzeni zajmowanej przez mały samochód.

Technologia PRZYSZŁOŚCI

Pojazd jest w pełni stabilizowany, więc do jego pilotowania potrzebne będzie minimum szkoleniowe. Co więcej, Speeder™ jest lżejszy niż motocykl o pojemności 125 cm3, a jednocześnie prostszy w pilotażu niż jakikolwiek inny samolot w tej klasie. Pojazd będzie mógł latać z prędkością do 240 km/h oraz pionowo startować i lądować z niemal dowolnego miejsca. Po intensywnych testach podniebny ścigacz będzie oferowany w dwóch różnych wersjach: Ultralekkiej (UVS) oraz Eksperymentalnej (EVS).

Do kierowania pierwszym nie będzie wymagana licencja pilota, ponieważ szkolenie będzie prowadzone przez Jetpack Aviation lub jeden z jego autoryzowanych ośrodków szkoleniowych. Wersja UVS będzie w stanie przewieźć do 5 galonów (18,9 litra) paliwa i osiągnąć prędkość lotu do 60 mph (96 km/h).

Wersja eksperymentalna będzie wymagała licencji prywatnego pilota do obsługi i nie będzie miała prawie żadnych ograniczeń dotyczących paliwa ani prędkości. Czy to oznacza, że już za moment oprócz dronów, będziemy przemieszczać się mobilnie nad drzewami?


Ford Mustang Mach-E - Mocno do przodu!

Już od momentu premiery, a tak naprawdę zapowiedzi, Mach-E wzbudzał niemałe kontrowersje. Sami debatowaliśmy nad słusznością użycia legendarnej nazwy Mustang, ale...! Spędziliśmy z samochodem dłuższą chwilę i jest o czym pisać.

Design? To zdecydowanie Mustang!

Jeżeli można przypisać jakieś charakterystyczne cechy wyglądu legendzie Mustanga, to śmiało możemy powiedzieć, że legenda trwa. Najbardziej kontrowersyjną decyzją związaną z rumakiem na masce było użycie bryły typu SUV.

Mach-E na żywo prezentuje się znacznie lepiej niż w materiałach promocyjnych. Jego sylwetka to odważne przetłoczenia, długa maska, charakterystyczne światła LED i smukła linia opadającego dachu

Przy drzwiach zaczyna się prawdziwa przyszłość. Nie znajdziemy tu tradycyjnych klamek, a nawet tych wysuwanych. Po prostu ich nie ma. Zamiast tego jest przycisk, który otwiera nam poszczególne drzwi. Na słupkach B jest również miejsce na kod PIN oraz ukryty przycisk kłódeczki zamykającej pojazd.

Jedyne zastrzeżenia mieliśmy do samego frontu. Czy maskownica powinna być na pewno w kolorze nadwozia? Taki zabieg stosuje wielu producentów. Nasze designerskie dusze nie mogły się obejść jedynie wyobraźnią, dlatego na końcu artykułu przygotowaliśmy dla Was porównanie.

Środek? Say hello to future!

Zauważyliście, że specyfikacja samochodów zmienia się tak, aby dopasować do oczekiwań nowoczesnego odbiorcy? Wnętrza samochodów zaczynają przypominać małe lounge room'y. Zdecydowanie idziemy w stronę wygody i udogodnień z półki premium.

Wnętrze elektrycznego Mustanga to prawdziwy skok o kilka lat do przodu. Znajdziemy tu mnóstwo miejsca, czytelny kokpit i ogromny ekran w samym centrum

Oczywiście pionowy tablet o przekątnej 15.5" z wbudowanym pokrętłem Volume gra tu pierwsze skrzypce, ale warto też zwrócić uwagę na resztę. Sound? Nie mamy tu typowego rozłożenia z głośnikami w desce, drzwiach i subwooferem z tyłu... nie! Deska rozdzielcza Mech-E jest jednym wielkim Sound Barem od B&O Play. Oczywiście są miejsca, gdzie zdamy sobie sprawę, że nie mamy do czynienia z marką premium, ale Mustangom się wiele wybacza.

Doświadczenie 'Tech'

Siadamy za kierownicą i...? Mamy do czynienia z prawdziwym komputerem. Nowy system SYNC 4A wymaga przyzwyczajenia, ale po chwili będziemy w domu. Z początku wszystko na ekranie wydaje się za duże (na oko dizajnera), ale z drugiej strony jest czytelne i funkcjonalne podczas jazdy.

Większość funkcji znajdziemy na ekranie głównym systemu infotainment, reszta jest prezentowana na cyfrowym wyświetlaczu znajdującym się za kierownicą

Forda trzeba pochwalić za czytelność i przede wszystkim rzetelność wyświetlanych informacji, szczególnie tych dotyczących zasięgu. A jak wygląda jazda?

Jest mocno do przodu!

Testowany egzemplarz był wyposażony w podstawowy motor o mocy 269 KM i baterię o pojemności 75 kWh. Moment obrotowy dostępny na zawołanie to aż 580 Nm. Dodajmy do tego napęd na cztery koła i nie bez powodu Mach-E stał się właśnie najlepiej sprzedającym się elektrykiem w Polsce.

W prowadzeniu jest to z pewnością Ford. Auto zachęca do dynamicznej (co nie znaczy szybkiej) jazdy. Spod świateł mało kto będzie miał z nami jakiekolwiek szanse do prędkości miastowych. Fun z tego faktu mieliśmy niesamowity. Ogólnie całość konstrukcji zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie i na ten moment Mach-E jest zdecydowanie w czołówce naszych ulubionych aut. Na koniec...

A tutaj wizualizacja atrapy w kolorze innym niż nadwozie oraz ewentualnym pattern'em. Chowając ego do kieszeni, stwierdzamy, że Ford podjął mądrą decyzję, ponieważ Mach-E w bieli wygląda już obłędnie bez dwóch zdań! Za udostępnienie samochodu dziękujemy salonowi Ford Germaz Zielona Góra.


1 000 000 km Evity to dopiero początek!

1 000 000 km to dopiero początek! Takim sloganem rozpoczęliśmy konferencję zielonogórskiej sieci elektrycznych taksówek Evity, która świętowała bezemisyjny i rekordowy przebieg. O tym, jak wygląda doświadczenie z taksówkami, możecie przeczytać w naszym artykule tutaj!

Wydarzenie odbyło się przy siedzibie EKOENERGETYKA POLSKA oraz stacji EKOEN, na której regularnie ładowane są pojazdy floty taksówek. Konferansjerką eventu była entuzjastka elektromobilności oraz dziennikarka radiowa Agata Rzędowska.

W pierwszym segmencie mogliśmy wysłuchać wystąpienia założyciela i prezesa korporacji Bartosza Kubika. Mówił on m.in o tym, jak ważna jest bezemisyjność i jak wpływa ona na poprawę jakości powietrza w miastach. Jeżeli chodzi o samą markę Evity to mamy do czynienia z pewnego rodzaju misją w promowaniu elektromobilności. Ponadto flota aut się stale powiększa, a Evity stało się jednym z najlepszych sposobów na promocję 'elektryka' wśród mieszkańców Zielonej Góry.

1 000 000 km Doświadczenia

W kolejnym wystąpieniu dowiedzieliśmy się nieco więcej o początkach działalności marki oraz o tym, jak Evity radziło sobie podczas pandemii. Wystąpienie Kornelii Gniewczyńskiej, kierowniczki projektu Evity, skupiało się również na doświadczeniu, jakie zebrało Evity od stycznia ubiegłego roku. Mowa tu oczywiście o kierowcach, szkoleniach oraz infrastrukturze w postaci stacji EKOEN. Warto również wspomnieć o autorskim urządzeniu o nazwie EvBoy, którego jest swojego rodzaju przywoływaczem taksówki Evity. Sprawdza się doskonale w restauracjach, hotelach, ale i w domu! Korzystając z danych o lokalizacji, wystarczy nacisnąć przycisk na ekranie urządzenia, a taksówka przyjedzie pod nasz adres. Proste!

Elektryczne Nissany są idealnym przykładem na to, że samochód elektryczny może być dla każdego, ale we flocie znajdziemy również Kię e-Soul, a od kilku tygodni Teslę 3. Ta ostatnia robi w mieście prawdziwą furorę.

Ciekawym elementem były również wystąpienia kierowców oraz klientów Evity. Jedni opowiadali o swoich spostrzeżeniach i pracy na co dzień, drudzy natomiast o doświadczeniu z marką oraz o tym, dlaczego wybrali Evity.

Dyskusja o Tesla Kilerze

Przed halą, w której odbywała się konferencja, zaproszeni goście mieli okazję przyjrzeć się różnym elektrykom. Mogliśmy zasiąść za kierownicą najnowszych modeli od Škody, Volkswagena, Hyundaia, Kii, Opla, Citroena oraz Forda. Było to po części związane z panelem dyskusyjnym, w którym występowali wybrani przedstawiciele salonów samochodowych. Moderatorem tej części był Prezes Polskiej Izby Rozwoju Elektromobilności - Krzysztof Burda.

Tutaj wielkie brawa za pomysł, ponieważ mogliśmy w jednym czasie posłuchać o nowościach oraz autorskich pomysłach każdej z marek. Oczywiście było pytanie o Tesla Killer'a, ale tutaj każdy z przedstawicieli odpowiadał bardzo rzeczowo, mówiąc o zaletach modelu ze swojej oferty.

Podsumowując, oprócz floty elektrycznych taksówek, które jeżdżą każdego dnia po ulicach Zielonej Góry, projekt Evity zwyczajnie promuje jazdę 'elektrykiem' na co dzień. Po raz kolejny Zielona Góra jest na językach i po raz kolejny ma to związek z elektromobilnością. Trzymamy kciuki za dalszy rozwój marki i życzymy kolejnych sukcesów!


DOM Z PAPIERU 5: CO SŁYCHAĆ U EKPIY PROFESORA?

Tak, to już piąty sezon, w którym bohaterowie ,,Domu z Papieru'' zamknięci są w Banku Hiszpanii — a my razem z nimi — bo przecież mimo różnego rodzaju nerwów na ten serial, mało kto umie się od niego oderwać.

,,Szach i mat, sukinsynu''

Kogo nie przeszedł dreszcz po ostatnim odcinku czwartego sezonu ,,La casa de papel'', niechaj pierwszy rzuci kamieniem. To właśnie wtedy obserwowaliśmy brawurową akcję odbicia Lizbony, jej przedostanie się do Banku Hiszpanii i tryumfalne okrzyki grupy Profesora: ,,Za Nairobi!'', które chwyciły za serce wielu widzów, bo przecież to właśnie Nairobi była jedną z ulubienic fanów serialu. To, co stało się w kolejnej scenie, niejednemu z nas odebrało mowę. Mamy tu oczywiście na myśli niespodziewaną wizytę inspektor Sierry, która odnalazła kryjówkę Profesora i celując do niego z broni, wypowiedziała ostatnią kwestię poprzedniego sezonu: ,,Szach i mat, sukinsynu''. I tak oto twórcy serialu pozostawili nas w ogromnym oczekiwaniu na ponad rok. Za nami pierwsza połowa finałowego sezonu (na drugą przyjdzie poczekać do grudnia). Jeśli jeszcze go nie oglądaliście, zapraszamy na małą zajawkę — oczywiście bez spoilerów! Nie moglibyśmy zniszczyć Wam radości oglądania, a już szczególnie po kultowym nagraniu aktorów, upraszających się o milczenie tych, którzy lubią spoilerować.

Brak sygnału od Profesora

Piąty sezon znów obfituje w przeskoki między teraźniejszością i retrospekcją. Twórcy odsłaniają przed nami kolejne kawałki życia Berlina, który tym razem zachęca do przestępczej współpracy Rafaela, młodego inżyniera, którego wiedzę Berlin uważa za niezbędną przy planowaniu pewnego skoku. Mało tego, młody chłopak jest dla Berlina kimś szczególnie bliskim.

W tym sezonie dość dużo uwagi poświęca się także postaci Tokio. Ona również odkrywa przed widzem najpiękniejsze i zarazem najmroczniejsze karty swojego życia.

Odchodząc od retrospekcji, a wracając do teraźniejszości, sytuację gangu Profesora komplikuje dość mocno wkroczenie wojska, a jak można się domyślić, Profesor z powodu odwiedzin mocno nieproszonej gościni, niespecjalnie ma teraz czas na wyciąganie z tarapatów swoich ,,dzieci''. Swoją drogą, postać Alicii Sierry to doskonale napisana kreacja, która ma ogromny potencjał i aż chciałoby się wiedzieć, jak potoczą się jej dalsze serialowe losy. Miksując pojawienie się wojska z brakiem głównego dowodzącego szajki, twórcy serialu zapodali nam szeroką gamę akcji, która jest idealnym synonimem najnowszego sezonu, bo jest jej naprawdę sporo. Tym razem nie będziecie przysypiać podczas seansu i możemy zdradzić, że niemałych emocji przysporzy Wam (zapewne, jak zwykle) nie kto inny, jak Arturo Roman, postać z jednej strony wywołująca uśmiech, ale z drugiej turbo irytująca.

Co dalej?

Dzięki wspomnianej już akcji pięć pierwszych odcinków można obejrzeć niemal jednym tchem. Na plus trzeba ocenić zdolności montażowe twórców, łączących ze sobą kilka wątków z niebywałą płynnością. Niestety, gorzej patrzy się na prezentację bohaterów. Podczas gdy jedni nie schodzą z serialowej tapety, inni wydają się mówić coś tylko po to, żeby później nie było, że nie mówili nic. Może kolejne odcinki przyniosą w tej kwestii jakąś zmianę? Kto wie. Pytanie rodzi również systematyczne pojawianie się wspomnień o Berlinie i jego kompanie Rafaelu. Pierwsza część sezonu nie odpowiada nam jeszcze na to pytanie, ale możemy być pewni, że twórcy szykują nam tu jakąś konkretną bombę. Ale czy finał drugiej części będzie w stanie, choćby w niewielkim stopniu, dorównać finałowi części pierwszej, kiedy to główne skrzypce odegrała jedna z postaci, której niestety nie zobaczymy już raczej na ekranie? Jeśli znużyły Was poprzednie sezony i ciągły pobyt bohaterów w Banku Hiszpanii, radzimy Wam dać szansę najnowszej transzy — warto!

AUTOR: ALEKSANDRA KUCZA

Tesla Bot - Emocje opadły. Czas na przemyślenia!

Wszyscy już widzieliśmy biało-czarnego robota, którego zaprezentował Elon Musk. Humanoidalnym twór nosi roboczą nazwę Optimus, natomiast świat okrzyknął go już mianem Tesla Bot'a. Zachwyt już był, memy również, ale fundamentalne pytanie brzmi: Czy potrzebny nam jest robot przypominający człowieka?

Zaprojektowany przez ludzi, dla ludzi!

Ma mierzyć około 170cm wzrostu i ważyć 56 kilogramów. Będzie posiadał kończyny oraz głowę, w której twarz zostanie zastąpiona wyświetlaczem. Trzeba przyznać, że pod względem designu mamy tu do czynienia z prawdziwą klasą. Poprawność polityczna też została zachowana. Już podczas konferencji żartowano, że Tesla Bot zostanie zaprojektowany tak, aby można było przed nim łatwo uciec lub go obezwładnić. Problem z humanoidalnymi robotami polegał zawsze na tym, że na siłę przypominały ludzi, nie spełniając przy tym nawet połowy funkcjonalności naszego ciała. Czy tym razem będzie inaczej?

Roboty Tesli mają być zaprojektowane do wykonywania zadań, które są niebezpieczne, powtarzalne lub nudne. Tesla boty mają też być wyposażone w kamery autopilota znane z pojazdów Tesli

Według Elona Muska praca fizyczna będzie w przyszłości wyborem. Nawet jeżeli wiele zawodów związanych z pracą fizyczną jest nudne i powtarzalne to czynnik ludzki sprawia, że nad fizycznością nadal wygrywa nasza intuicja.

Ex-Machiny w naszym domu

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, ile robotów otacza nas na co dzień? Odkurzacze, zmywarki, suszarki, miksery, pralki itp. Czy zauważyliście cechę wspólną? Nie przypominają ludzi, a są niezwykle wydajne. Paradoksalnie dzieje się tak dlatego, że mogą wyjść poza ludzki schemat. Dlaczego nie stworzyliśmy humanoida, który stoi przy zlewie, zamiata podłogę lub naciera koszulę odplamiaczem?

Robot przypominający człowieka ma na celu znacznie więcej, niż wyręczenie nas w codziennych nudnych czynnościach!

Moim zdaniem ma nas powoli przyzwyczajać do rzeczywistości, w której będziemy żyć obok 'Super Ludzi'. Na pewno każdy z Was widział już roboty od Boston Dynamics, które uprawiają parkour. Chociaż jest to niebywałe osiągnięcie technologiczne, to sami twórcy podkreślają, że o wydajności zbliżonej do ludzkiego ciała jeszcze daleka droga. Ich najbardziej znany wynalazek, czyli robo-pies, to zupełnie inna bajka. Swój przydomek zawdzięcza jedynie rozmiarom i zastosowaniu czterech kończyn.

Jakie są Wasze przemyślenia? Czy będziecie się czuć komfortowo stojąc obok botów przypominających ludzi? Jeżeli wirtualny asystent w aucie potrafi nas doprowadzić do granic wytrzymałości, to jak zareagujemy na bota pakującego nasze pomarańcze w supermarkecie? Na koniec przypominamy Wam, że istnieje firma, która tworzy niezwykle realistyczne roboty wyposażone w syntetyczną skórę, włosy, oczy, a nawet narządy płciowe, ale tutaj chyba nie ma mowy o nudzie?


EVITY - Elektryzująco po Zielonej Górze!

Jeżeli nie słyszeliście jeszcze o elektrycznych taksówkach Evity, to musicie sporo nadrobić. Jakiś czas temu mieliśmy okazję spędzić prawie cały dzień, jako pasażerowie, co pozwoliło nam zdobyć prawdziwy insight na temat marki, która powoli staje się charakterystycznym symbolem Zielonej Góry.

IDENTYFIKACJA I KOMUNIKACJA

Zacznijmy od nazwy, która wywodzi się od słów EV oraz CITY. Lekka, zapadająca w pamięć, oryginalna! To, co zwraca jednak największą uwagę każdego przechodnia, to sam pomysł na obrandowanie floty. Marka Evity to w większości białe Nissany Leaf przyozdobione w charakterystyczne wzory nawiązujące do klasycznej 'szachownicy', aczkolwiek mamy tu mały twist w postaci energetycznej zieleni.

Marki Evity nie da się pomylić z żadną inną taksówką. Warto również dodać, że elementy identyfikacji pojawiają się we wszystkich materiałach promocyjnych oraz materiałach pierwszego kontaktu. Takie podejście zdradza spójne spojrzenie na wizerunek marki, a nie jedynie oklejenie kolejnych pojazdów w logo.

Jeżeli chodzi o samo doświadczenie, to całość sprowadza się do filozofii „pro-klient”. Do najważniejszych założeń możemy zaliczyć poszanowanie i zaspokajanie potrzeb klienta, przewozy każdej grupy wiekowej oraz osób niepełnosprawnych.

Co to oznacza w praktyce? W każdej taksówce Evity znajdziemy elegancko ubranych kierowców, których cechuje wysoka kultura osobista. Na pokładzie butelka wody dla każdego pasażera, klimatyzacja, a jeśli poprosimy, fotelik dla dziecka.

Marka stawia bezpieczeństwo na pierwszym miejscu organizując szkolenia dla swoich kierowców na specjalnych torach dla pojazdów elektrycznych. Ponadto Evity dba o maseczki, płyn do dezynfekcji oraz system antynapadowy, który dba o bezpieczeństwo pasażerów, jak i kierowców.

PRZEWAGA DZIĘKI ‘KNOW-HOW’

Szybki sukces marki nie wziął się z niczego. Flota elektrycznych taksówek ładuje się na stacji EKOEN. To pierwsza w Polsce stacja ładowania pojazdów elektrycznych. Wiedza na temat elektromobilności jest tutaj podstawą skuteczności. Tak naprawdę, większość dealerów samochodowych w Polsce mogłoby spokojnie wybrać się tu na szkolenia.

Elektryczne taksówki z Zielonej Góry to również własna dyspozytornia z infolinią, jazda bez stref oraz ciągły rozwój. Jeżeli taksówka kojarzy Wam się tylko z przewozem osób, to Evity zaskakuje tu po raz kolejny. EvityEats to szeroko pojęta współpraca z zielonogórskimi restauracjami. Zastanawiacie się nad jej plusami?

Elektryczny pojazd przemieszcza się bardzo sprawnie, a także korzysta z wielu przywilejów tj. buspasy, darmowe strefy parkowania w centrum miasta, a także zwroty za przejazdy na wybranych odcinkach autostrad w Polsce.

Nie zapominajmy również o byciu eko! Samochody elektryczne poruszają się w ciszy, nie emitują spalin, a ich ładowanie jest coraz łatwiejsze i szybsze.

Elektryzująco w miasto!

Nasze doświadczenie z marką było naprawdę pozytywne. Mieliśmy okazję odwiedzić stację EKOEN oraz zajrzeć do sali VIP, w której każdy kierowca może odpocząć przy filiżance kawy. Udało nam się również osobiście poznać kilku z nich, no i oczywiście pojeździć w ciszy, zwiedzając kilka charakterystycznych punktów na mapie Zielonej Góry.

Jeżeli jeszcze nie korzystaliście… spróbujcie! Na duży plus zasługuje spójne podejście do kreowania wizerunku marki oraz focus na potrzeby klienta. To wszystko sprawia, że Evity zalicza się do naszej listy inspirujących marek.


Żeby nadal było słodko! Czyli jakie znamy zamienniki cukru?

Cukier nie bez powodu nazywany jest białą śmiercią - odpowiada za wiele chorób i problemów zdrowotnych. Powoduje otyłość, nadciśnienie, stany zapalne, cukrzycę typu 2. Stanowi też przyczynę chorób serca, stresu oksydacyjnego i próchnicy. Nie dostarcza organizmowi żadnych składników odżywczych. Jego spożywanie jednak daje nam dużą przyjemność, dlatego tak często sięgamy po słodycze, czy napoje gazowane. Cukier jest niebezpiecznym uzależniaczem. Najczęściej do żywności dodawany jest w postaci sacharozy, lecz gdy odkryto jej szkodliwe właściwości, zaczęto szukać jej zdrowych zamienników.

FRUKTOZA

Fruktoza nazywana jest też cukrem owocowym bo znajduje się głównie w sokach owocowych i w miodach. Jest ona słodsza od sacharozy więc stała się jednym z lepszych jej zamienników. Niestety czas pokazał, że fruktoza też ma niekorzystny wpływ na ludzki organizm. Przyczynia się do powstawania kamieni nerkowych, dny moczanowej i nadciśnienia tętniczego. Jej obecność na etykiecie któregoś z produktów spożywczych powinna zniechęcić nas do jego zakupu.

SYROP GLUKOZOWO - FRUKTOZOWY

Produkcja syropu glukozowo - fruktozowego jest dużo tańsza od produkcji sacharozy. Dlatego producenci żywności nie żałują nam go w swoich produktach. Niestety, substancja ta, podobnie jak fruktoza, rujnuje nasze zdrowie. Nadmierne spożycie prowadzi do nadwagi, do zaburzeń gospodarki lipidowej, cukrzycy typu 2 i do licznych chorób układu krążenia.

STEWIA

Stewia jest rośliną, która ma nie tylko właściwości słodzące ale i lecznicze. Badania wykazują, że o dziwo, ma prozdrowotne działanie na ludzki organizm. Nie dostarcza dodatkowej energii w diecie, działa przeciwbakteryjnie, przeciwwirusowo i przeciwgrzybiczo. Nie powoduje próchnicy i jest bezpieczna dla chorych na cukrzycę bo nie powoduje gwałtownych zmian stężenia glukozy (ma zerowy indeks glikemiczny). Stewię uznano za substancję bezpieczną dla zdrowia.

POLIALKOHOLE

W dużym skrócie, mogą pozytywnie wpływać na ludzkie zdrowie. Najwięcej korzyści odniesiemy spożywając ksylitol, inaczej cukier brzozowy. Jego słodkość jest na takim samym poziomie jak słodkość sacharozy, a jednak wspiera nasze jelita, mając działanie prebiotczne. Dodaje się go nawet do past do zębów bo nie dość, że nie szkodzi jamie ustnej to jeszcze pomaga ją leczyć. Wykorzystywany jest też w kosmetyce bo ma właściwości nawilżające. Niestety, spożycie zbyt dużej ilości, może powodować efekt przeczyszczający.

ASPARTAM

Aspartam zapewnia bardzo słodki smak nie powodując nadwagi, dlatego jest bardzo popularny u osób na diecie. Niestety jego spożywanie budzi dużo wątpliwości. Może odpowiadać za bóle głowy, zaburzenia pamięci czy depresje. Nie wykluczono też jego działania rakotwórczego. Potrzebne są dalsze badania aby móc wysnuć jednoznaczne wnioski. Obecnie uznany jest on za środek bezpieczny.

Podsumowując, wybierajmy cukier pochodzenia naturalnego oraz substytut o niskim indeksie glikemicznym. Pamiętajmy również, że nasz organizm uzależnia się od cukru, tłuszczu i soli, dlatego nic dziwnego, że znajdziemy ich mnóstwo w najpopularniejszych produktach spożywczych. Być może warto rozważyć odstawienie 'słodzika' na bok i obserwację samego siebie. Podejdźcie do tego, jak do słodzenia herbaty lub kawy. Po krótkim czasie takiego eksperymentu, nie będziecie w stanie posłodzić herbaty nawet miodem.

autor: COŚ UQO - Krzysztof Karwowski