Diuna – Widowisko na jednym wdechu!

Istnieje teoria, według której najpierw fascynuje nas konkretny gatunek filmu, z czasem konkretny aktor, a na końcu zaczynamy obserwować filmowe dzieła danego umysłu. Dlaczego Powinniście prześledzić twórczość Denis Villeneuve i co sprawia, że Diuna to jeden z najważniejszych filmów ostatniej dekady? Zapraszamy na recenzję inną niż wszystkie!

Teatr dla oczu, UCZTA DLA ZMYSŁÓW

Denis Villeneuve jest filmowcem nietuzinkowym, a jego najnowsze dzieło potwierdza tylko, że niezależnie od gatunku traktuje film, jako medium, które ma nami wstrząsnąć. Pamiętajmy, że oprócz Blade Runner’a, Denis ma na swoim koncie perełki w postaci Sicario czy Labirynt. Te filmy pod każdym względem są naładowane emocjami oraz genialną pracą kamery. Dla przypomnienia lub jeśli ktoś z Was jeszcze nie widział, Sicario to brutalność świata karteli narkotykowych, która wbije Was w fotel na 2h. Labirynt natomiast to obraz żałoby ojca, któremu porywają córkę. Dzięki mistrzowskiej obsadzie film wyciśnie łzy nawet z największego twardziela, a jego historia zaskoczy Was niejednokrotnie. Jak to wszystko się ma do legendarnej Diuny?

Kanadyjczyk po raz kolejny udowadnia, że kino sci-fi to dla niego narzędzie, które dosłownie przeniesie naszą świadomość. Uwierzymy w świat, bohaterów oraz historię, która jest przecież fikcją

Zacznijmy od tego, że Diuna jest niezwykle trudną powieścią do pokazania. Co więcej, posiada też mocne przesłanie filozoficzne, momentami wręcz religijne. Choć pierwsza adaptacja wyszła momentami zabawnie, to nadal jest filmem kultowym. Być może nie istniały narzędzia, które mogły zobrazować tak bogaty i szczegółowy świat. Najnowsza ekranizacja jest cholernie wierna wizji Franka Herberta i z pewnością sprawi, że miliony nowych czytelników sięgnie po ten tytuł. Warto również wspomnieć, że Denis Villeneuve wielbi wręcz praktyczne zastosowanie efektów specjalnych, a green screen stosuje do minimum. Podczas seansu doświadczycie ogromnych i przede wszystkim realnych planów, które budują wyjątkowy klimat planety Arrakis. Diuna to również w pewnym sensie celebracja ludzkiej inteligencji. Nie znajdziecie tu śmiesznych robocików i sztucznej inteligencji. W pomieszczeniach panuje niemalże antyczny klimat, a wiele scen podkreśla rękodzieło.

Cgi do minimum, emocje w eter!

Czy wiecie, jak wyglądał pierwszy dzień zdjęciowy na planie Diuny? Timothée Chalamet miał za zadanie odegrać jedną z najważniejszych scen w książce. Chodzi tu o test Gom Jabbar, który pokaże czy człowieczeństwo młodego księcia wygra ze zwierzęcymi odruchami. Test przeprowadza Wielebna Matka odgrywana przez Charlotte Rampling. Nie ma tu żadnego CGI i zbędnych wodotrysków. Jest za to mroczna sceneria, niczym z koszmaru. Ta niecała minuta na początku filmu sprawi, że będziecie wiercić się we własnym fotelu i sami poczujecie ból Paul’a z rodu Atrydów. Timothée Chalamet zachwycił naszą redakcję już wcześniej, odgrywając Księcia Hal’a w Królu (2019). W Diunie udowadnia, że dopiero się rozkręca.

To właśnie emocje oraz genialna muzyka samego mistrza (Mark’a Zimmer’a) zabierają nas w niezwykle realny świat odległych planet, kultur oraz technologii, która odbierze nam oddech na ponad 2 godz.

Być może to miłość do oryginalnej powieści sprawiła, że wszyscy stanęli tu na wysokości zadania. Mark Zimmer w jednym z wywiadów wyznał, że jego największym marzeniem było stworzenie ścieżki dźwiękowej do Diuny, natomiast sam reżyser mówi otwarcie, że nareszcie stworzył film dla siebie.

Technologia

Może zacznę od maszyn takich, jak Ornitopter. Dokładnie tak wyobrażaliśmy sobie pojazd, który leci, trzepocząc własnymi skrzydłami i uwierzcie nam, Denis poświęcił każdą dostępną sekundę na prezentację technologii tego pojazdu. Kolejną niezwykle trudną naszym zdaniem rzeczą do pokazania była tzw. Tarcza Holtzman’a. To technologia, która wytwarza pole chroniące ciało podczas walki. Walki jest w Diunie sporo, więc czasu na zrozumienie tej technologii również.

Fani powieści, gadżeciarze oraz dizajnerzy odbiorą Diunę, jak prawdziwą ucztę dla zmysłów

Diuna to również świat bezlitosnej pustyni, na której woda stanowi niezwykle cenną walutę. Niejednokrotnie cenniejszą, niż życie. Cenniejszy jest tylko Melanż. (Żart zamierzony). Wyobraźcie sobie zatem, jak cenna jest filiżanka kawy? Ten żart też zrozumiecie po filmie. Powieść Franka Herberta zawierała również opisy kilku technologii pozyskiwania oraz filtracji wody. Jedną z nich możemy znaleźć w kombinezonach Fremen’ów (mieszkańców planety Arrakis). Był to specjalny strój, który filtrował pot i zamieniał go w wodę do picia.

Bohaterowie

Chyba najbardziej obawialiśmy się Oscara Issac’a w roli Księcia Leto… oj jak niepotrzebnie. Aktor odgrywa niezwykle dojrzałą postać, która musi zmierzyć się z największą misją w historii rodu Atrydów. Po drugiej stronie jest Baron Harkonnen (Stellan Skarsgård), który odraża nie tylko wyglądem, ale i nieskończonym mrokiem. Oczywiście główne skrzypce gra tutaj Paul, ale prawdziwe fanfary należą się również dla Lady Jessici (Rebecca Ferguson) oraz Duncan’a Idaho odgrywanego przez Khal’a Drogo… przepraszamy (Jason Momoa).

Więcej niż film!

Oprócz oczywistych aspektów wizualnych warto podkreślić sferę filozoficzną. Diuna rozprawia na tematy takie, jak władza, honor, miłość, przeznaczenie i strach. Te wszystkie emocje są bardzo prawdziwe. Niezależnie od tego, czy doświadczamy burzy piaskowej, rozmowy ojca z synem, gniewu czy spektakularnej eksplozji… wszystko tutaj siedzi. Diuna to również pierwszy film, który pomimo swoich 2h i 35min wydaje nam się za krótki. Tak! Właśnie tak świetnie się go ogląda.