Szyby fotowoltaiczne to rewolucja energetyczna!

Wyobraźmy sobie przez chwilę, że wszystkie szyby w biurowcach, wieżowcach i samochodach potrafią wytwarzać prąd - czy to nie piękna wizja? Okazuje się, że to całkiem realna wizja! Polska spółka ML System uzyskała homologację od Transportowego Dozoru Technicznego, co oznacza, że produkt spełnia wszelkie wymagania techniczne i jest całkowicie bezpieczny, co sprawia, że prawdopodobnie już w 2020 roku możemy być świadkami pierwszych fotowoltaicznych szyb w samochodach, autobusach i pociągach.

Kropki kwantowe

Wszystko to będzie możliwe, dzięki zastosowaniu nanomateriałów, a konkretniej kropek kwantowych, które dzięki swoim nanowymiarom są zupełnie niewidoczne na transparentnych, szklanych powierzchniach. Kropki kwantowe do tej pory były wykorzystywane w medycynie, biotechnologii, czy elektronice. Okazuje się jednak, że mogą również zrewolucjonizować fotowoltaikę.

Możemy być pewni, że jeżeli zapowiedzi o odłożeniu na półkę paliw kopalnych się spełnią, to szyby fotowoltaiczne będą ogromnym przełomem w walce z zanieczyszczeniem powietrza.

Czy to się opłacA?

Produkcja NanoPV- bo tak nazwane zostały fotowoltaicze szyby - wymaga specjalistycznej technologii, lecz sposób nakładania kropek kwantowych na powierzchnie ma być prostym oraz tanim rozwiązaniem, co pewnie nie przełoży się na niskie ceny takiego produktu. Przynajmniej na początku. Można jednak przewidywać, że ze względu na poszukiwania ekologicznych rozwiązań pozyskiwania energii elektrycznej, fotowoltaiczne szyby będą najrozsądniejszym wyborem, gdyż przewiduje się, że NanoPV będą w stanie wytworzyć porównywalne ilości prądu do standardowych ogniw fotowoltaicznych opartych na krzemie.

nie tylko transporT

NanoPV mogą być wykorzystane nie tylko w transporcie. Abstrakcyjnym przykładem może być możliwość naładowania baterii telefonu od okna w naszym pokoju. Możliwości są praktycznie nieograniczone, a polska firma patrzy na przyszłość w kolorowych barwach - i to dosłownie, bo jednym z właściwości kropek kwantowych jest również możliwość emitowania światła w dowolnym kolorze.

Pozostaje nam jedynie czekać, aż nowa technologia zyska popularność i zmieni nasz codzienny obraz świata. Jeżeli wszystkie optymistyczne zapowiedzi się spełnią, to za kilkanaście lat możemy być świadkami w pełni ekologicznych miast, a po problemach ze smogiem pozostaną tylko niemiłe wspomnienia.

 

Autor: Rafał Flasza

Kochacie kawę i pyszne jedzenie? Sprawdźcie te 4 miejsca!


Kawiarnia #bezcurku

Niezależnie od tego, jaki zawód uprawiamy, czy gonimy na zajęcia, dla wielu z nas poranna kawa oznacza być albo nie być. Wielu z nas rozpoczyna dzień od tej na stacji albo drive-by, natomiast naszym zdaniem picie kawy warto celebrować i szukać tej najlepszej. Przy okazji pracy w The ARQ podróżujemy niezwykle często i spotykamy wielu interesujących ludzi. Odwiedzając kolejne miasta, szukamy na mapie ciekawych kawiarenek, barów mlecznych lub miejsca na śniadanie. Po kilku odkrywczych miesiącach możemy stwierdzić jedno. Najciekawszych miejsc się szuka. Zazwyczaj są skromne, nie krzyczą szyldami, są po prostu autentyczne. Sprawdźcie 4 kawiarnie, które podbiły nasze serca. Ciekawostka… Katowice zgarnęły 2 miejsca!

Cafe Targowa / Wrocław

To miejsce pokazali nam przyjaciele i jak się okazuje, jest to kultowa już kawiarnia we wrocławskiej Hali Targowej. Od siedmiu lat zaopatrza wrocławian w najwyższej jakości kawy, z różnych palarni z Europy oraz ich własnej, wrocławskiej Figa Coffee. Założona przez Filipa Kucharczyka, promotora dobrej kawy, utytułowanego baristy (Mistrz świata w parzeniu kawy Aeropressem) oraz head roastera w Figa Coffee.

Do tematu oceny podchodzimy minimalistycznie. Nie mówimy kim jesteśmy, mówimy za to, co lubimy. Zamawiamy czarną, białą i czekamy.

To pozwala też ocenić zdolności osoby, która kawę nam przygotowuje. Cafe Targowa podała kawę w przepięknych ceramicznych kubeczkach. Szyld nad głowami mówi "Kawa mocniejsza niż cios Bruca Lee", a w smaku? Kawa lekka, a zarazem pełna orzechowych i czekoladowych nut, zdecydowanie ożywiająca - jak dla nas idealna. Samo miejsce też należy do tych wyjątkowych. Siedzimy przecież w jednym z symboli architektury Wrocławia. Jesteście na miejscu? Biegnijcie do Cafe Targowa!

3 Siostry Bajgiel i Kawa / Katowice

3 Siostry to oryginalne bajgle, śniadania przez cały dzień, domowe ciasta i kawa jakości speciality. Wszystko w samym sercu miasta. Trafiliśmy tam porankiem w niedzielę. Już po wejściu aromat świeżych wypieków i kawy. Oczywiście spróbować musieliśmy wszystkiego, co się dało. Ciasto? Pyszne i świeże. Kawa z Aeropressu - marzenie. Choć czekaliśmy na nią chwilę, urzekła nas słodkimi nutami, lekką kwasowością i aromatami śliwki. Na koniec przyszedł czas na test słynnych bajgli od “Sióstr”. Drodzy czytelnicy, nie da się tego opisać słowami. Każdy kęs utwierdzał nas w przekonaniu, że ktoś przygotowuje je ‘od serca’. Wszystkie smaki pasują, a ciasto jest rewelacyjne. Zdecydowanie polecamy i na pewno wrócimy.

RANO Piekarnia Rzemieślnicza / Warszawa

Nie jest to typowa kawiarnia, ani śniadaniownia. RANO to piekarnia rzemieślnicza, która zdecydowanie stawia na prostotę i szczerość. Gospodarze to Weronika Nogańska i Mateusz Karkoszka. Mieści się przy ulicy Stalowej na Pradze. Otoczenie to zabytkowe kamienice, bruk i cegła. Rano to jedziemy rano. Żeby odwiedzić to miejsce, jedziemy z Mokotowa, na szczęście korki są łaskawe. Wchodzimy i przenosimy się w czasie. Obok nas dziewczyny zagniatają ciasto, zapach chleba i wypieków ‘kupuje’ nas od pierwszej chwili. Zamawiamy czarną, chleb do domu, bo każdy bochenek jest tu zdobyczny i rozsławione Bostock’i. Są to briochki z konfiturą z czarnej porzeczki, zapieczone z kremem orzechowym. Na pierwszy rzut oka wyglądają jak coś gliniastego i niewątpliwie rzemieślniczego.

Jakie było nasze zdumienie po pierwszym kęsie. Musieliśmy wyglądać jak jelonek Bambi w stanie nirvany. Bostock jest na liście przysmaków, które zostaną z nami na zawsze.

Macie ochotę na śniadanie w piekarni RANO? Wybór nie będzie trudny. Na talerzu znajdziecie idealnie ugotowane jajo na miękko, ser gouda z Wańczykówki, domową konfiturę i masło od Ziembińskich. #keepitsimple

#Bezcukru / Katowice

Jest wieczór, przyjechaliśmy do Katowic, żeby napisać relację z koncertu zespołu Ghost. Żeby przeżyć to, co przed nami, szukamy dobrej miejscówki na kawę. Niedaleko Spodka trafiamy do kawiarni Bezcukru. Zostajemy serdecznie powitani przez Hiro, którego prosimy o czarną, białą i kawałek najlepszego ciasta. Dostajemy sernik i aromatyczną kawę z Etiopii. Każdy wie, że dobry sernik to sztuka. Bezcukru podało nam sernik z kajmakiem na ciasteczkowym spodzie. Idealnie słodki, lekki i niespotykanie udany! Kawa z przyjemną nutą śliwki i orzechów, Katowice po raz kolejny trafiły w nasze serducha. Siedziało się też sympatycznie, bo w lokalu panuje przyjemna atmosfera. Bezcukru dba też niewątpliwie o swój własny #merch, co u nas może spotkać się tylko z aprobatą. 

Znacie miejsca, które powinniśmy odwiedzić? Dajcie znać! Jeżeli odwiedziliście któreś z powyższych miejsc to podzielcie się Waszymi opiniami i jak zwykle, śledźcie The ARQ - Najbardziej inspirujący magazyn w sieci.


#createthepath, czyli jak Cupra wyznacza trendy

SZTUKA I MOTORYZACJA

Branża motoryzacyjna jest niezwykle konkurencyjna, spytajcie Elona Muska, mówi o tym otwarcie w każdym wywiadzie. Pośród setek podobnych do siebie kampanii reklamowych na prowadzenie wychodzi CUPRA, ze swoim pierwszym na świecie projektem artystycznym, który łączy sztukę i motoryzację. Niezwykłe osoby, które zdecydowały się poświęcić życie spełnianiu własnych pasji, stały się inspiracją do stworzenia wyjątkowego albumu fotograficznego. Bohaterami tej odsłony są Aleksandra Popławska i Robert Karaś, którzy dzielą się swoimi podróżami. W serii zdjęć i materiałach wideo przygotowanych przez Barta Pogodę samochód jest tak naprawdę tłem, partnerem naszych bohaterów, co paradoksalnie podkreśla, jak ważnym elementem codziennego życia jest maszyna na 4 kołach. Współpraca zdjęciowa z Aleksandrą Popławską i Robertem Karasiem to kolejna odsłona kampanii promocyjnej wokół wprowadzenia marki na rynek Polski. 

64 strony pasji

CUPRA to marka dla wyjątkowych ludzi. Zaprojektowana, by urzec tych, którzy poszukują takich wartości, jak wyjątkowość, wyrafinowanie i sportowe osiągi.

By stworzyć wyjątkowy album zdjęć, Bart Pogoda udał się na kilkudniowe wyprawy po Polsce najpierw z utytułowanym ultratriathlonistą, Robertem Karasiem, a następnie z cenioną aktorką i reżyserką Aleksandrą Popławską. Celem tej podróży było uchwycenie emocji towarzyszących im w pracy, podczas treningu i w chwilach relaksu. Bart podglądał aktorkę podczas prób, a także towarzyszył jej w drodze w Bieszczady, które są dla niej miejscem ukojenia i odpoczynku. Podczas zdjęć z Robertem Karasiem ekipa musiała przebiec kilka kilometrów, bo sportowiec nawet na chwilę nie odpuszczał treningów. Każde kolejne ujęcie miało oddać kawałek historii osoby, której życiem kieruje pasja. By spełnić swoją wielowymiarową wizję, Bart Pogoda zabrał w podróż pięć aparatów i kamer cyfrowych, cztery aparaty analogowe i dwadzieścia obiektywów. Efekt? Szczerość wyrazu i niewątpliwy sukces komercyjny. O marce CUPRA robi się coraz głośniej.

Nowa forma

Album to nie tylko historie Aleksandry Popławskiej i Roberta Karasia, ale także jego współtwórców – Barta Pogody i jego miłości do fotografii oraz zapalonego praktyka i teoretyka designu, Davida Racchiego. Projektantowi bardzo zależało na tym, by każda strona albumu została zaprojektowana w zupełnie inny, nowatorski sposób. W ten sposób możliwe stało się oddanie wysublimowanego połączenia determinacji, poczucia pewności i wrażliwości, które są konieczne do spełniania się w pasji. Zastosowanie różnych form artystycznego wyrazu umożliwiło stworzenie albumu, który przedstawia nie tylko zdjęcia, ale przede wszystkim kompletne, unikalne historie. Projekt opierający się na towarzyszeniu w podróży wyjątkowym osobom oddaje wartości marki.

Za koncepcję, koordynację i realizację działań komunikacyjnych odpowiadają: Jakub Góralczyk, PR Manager CUPRA w Polsce, oraz Matylda Żemajtis, Karolina Kamińska i Wojciech Wołk-Łaniewski z WALK PR. Produkcją materiałów foto zajął się Bart Pogoda oraz agencja Warsaw Creatives, zaś za koncepcję oraz projekt albumu odpowiada jeden z założycieli agencji Walk With David, David Racchi


Wypełnienie luki czy śmierć? O tabletach słów kilka

Apple zmienia rynek, Steve Jobs zmienia świat

Kiedy tablety weszły na rynek miały za zadanie wypełnić lukę jaka powstała między smartfonem a laptopem. Powiedzmy sobie szczerze, wielu z nas nawet nie zdawało sobie sprawy z tego, że taka luka w ogóle istnieje. Specjaliści z Cupertino szybko zadbali o to, żebyśmy chcieli ją wypełnić. iPad, bo o nim mowa, wtargnął na rynek jak burza i z miejsca zdobył serca wszystkich miłośników urządzeń mobilnych. Do dzisiaj uważa się, że Iphone i iPad był urzeczywistnieniem wizji Steve’a Jobs’a, która zmieniła świat raz na zawsze. Dlaczego nie wspominam o wcześniejszych urządzeniach tego typu? Ponieważ były fatalne. Miały bezużyteczny interface, grubość wielkanocnego mazurka, wysoką cenę, a przyjemność z ich użytkowania była żadna. Wracając do iPada... otrzymaliśmy produkt większy od smartfona i dużo bardziej poręczny od laptopa. Urządzenie idealne? Nie do końca. Pierwszy iPad był dość spory, z przekątną ekranu 9.7 cala być może wypełniał lukę sprzętową, natomiast wielu ludzi nie było gotowych na urządzenie tego typu i domagało się mniejszego formatu. 

Google Nexus staje do walki

Czy konkurencja spała? Absolutnie! Internetowy gigant z Mountain View (Google) szybko zdał sobie sprawę z potencjału rynkowego takich urządzeń i zaczął pracę nad przystosowywaniem Androida do urządzeń typu tablet. Jak historia pokazała, wychodziło im to z różnym skutkiem, raz lepszym raz gorszym. Podobnie było z samymi urządzeniami. Warto natomiast wspomnieć o niezaprzeczalnym sukcesie modelu Nexus 7, który produkowany był przez firmę ASUS. Urządzenie charakteryzował kompaktowy design i ekran w proporcji widescreen, co sprawiało, że świetnie leżał w dłoni i był naprawdę przenośny. To właśnie ten model znalazł miliony odbiorców i zmusił ‘Jabłko’ do kolejnej iteracji swojego tabletu. W 2012 roku powstał iPad mini o proporcjach ekranu 7.9 cala. Urządzenie dużo zgrabniejsze, lżejsze i przyjemniejsze w codziennym użytkowaniu od pierwowzoru. Ipad po raz kolejny zdobył przewagę dzięki wyraźnie wydajniejszemu systemowi iOS i bogatej ofercie App Store.

Nie dla wszystkich

Co w takim razie spowodowało, że po pierwszej gorączce, rekordach sprzedaży, tablety zaczęły tracić na popularności? Ich sprzedaż systematycznie spadała, a potem wręcz pikowała w dół. Paradoksalnie luka, którą wypełniły, stała się dla nich za ciasna. Pamiętajmy, że w 2010 roku flagowe smartfony miały ekrany wielkości 3,5 - 4.5 cala (Samsung Galaxy S, HTC Desire HD, iPhone 4 itp.) Dzisiaj tzw. małe smartfony mają znacznie większe wyświetlacze, a flagowce spokojnie przekraczają 6 cali, zbliżając się tym samym do małych tabletów. Dzisiejsze laptopy też są lżejsze i cieńsze… w zasadzie są prawie tak cienkie, jak tablety.

Czy obserwujemy śmierć tabletów? I tak i nie. Jeżeli spojrzymy na ilość sprzedawanych obecnie urządzeń, to jest to prawie agonia. Największy kawałek tortu przypada nadal Apple, które stworzyło linię Pro i tym samym odkryło nową grupę odbiorców: projektantów, artystów oraz ilustratorów. Jeżeli projektujesz w digitalu to teoretycznie wybór masz jeden - iPad Pro, aczkolwiek Microsoft produkuje obecnie równie świetne urządzenia dla branży kreatywnej. Mowa oczywiście o całej gamie z serii Surface. 

Jak się okazało, tablety nie są dla wszystkich, szczególnie dzisiaj. Nie zmieniamy ich też tak często, jak smartfona. Projektanci i artyści na pewno z nich nie zrezygnują, ponadto widzimy ich zastosowanie coraz częściej w sklepach jako interaktywne ekrany dla klientów. Tak więc zostaną z nami jeszcze na długo… no, chyba że niedługo wszystko będziemy już tylko zwijać i łamać w pół.

 

Autor: Karol Skotnicki

Virtual marketing szaleństwem? Nie do końca!

Inwestowanie w przedmioty wirtualne do gier brzmi jak kompletne szaleństwo, ale wcale takim szaleństwem nie jest. Ten artykuł będzie mówił o bardzo dobrze znanej graczom platformie Steam, która posiada własny rynek z przedmiotami do gier. Od dawna wiadomo, że gracze często wydają mnóstwo pieniędzy tylko po to, by wyróżnić się na tle innych osób. Prestiż związany z drogą, unikatową skórką do broni, czy posiadanie rzadkiego bohatera w grze można porównać do czerwonego ferrari na polskich drogach. 

Ceny przedmiotów wirtualnych potrafią się wahać od kilku groszy do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych, co daje potencjalnie ogromne możliwości inwestycyjne.

Kilka lat temu wiele osób wykorzystując całkiem nowe, niszowe możliwości nabyło wirtualne przedmioty, które w sprzedaży występowały tylko przez ograniczony czas. Przechowując je w swoich ekwipunkach przez kilka lat, zgromadzili całkiem spory majątek za niewielkie pieniądze. Kupione za kilka złotych potrafiły po kilku latach przekraczać kwoty trzy, a nawet czterocyfrowe.

Popularność = Biznes

Najczęściej inwestuje się w przedmioty z gier o największej popularności i stabilności. Jedną z takich gier jest “Counter Strike: Global Offensive”. Spora rzesza fanów, turnieje na całym świecie, podczas których w grze na określony czas pojawiają się właśnie unikalne przedmioty upamiętniające dane wydarzenie. To głównie na tych przedmiotach sprzed 2 lat można było nieźle zarobić. Popularny CS:GO spełnia również wymóg stabilności. Dzięki brakowi planów na kolejną wersję gry niezbyt częstym aktualizacjom i rzadkim nowościom, co swoją drogą wielu graczy irytuje, rynek jest dość stabilny. 

Kolejnym przykładem może być znany wszystkim “World of Warcraft”, którego e-handel dotyczy już nieco bardziej. Wirtualne złoto oraz konta, które mają już realny wpływ na rozgrywkę. Rozwinięcie swojej postaci może trwać kilka ładnych tygodni, tak więc inwestycja w rozwiniętego przez ekspertów bohatera jest dosyć rozsądna.

W teorii mamy pewność, że przedmiot, który zostaje wypuszczony do sprzedaży w ograniczonej ilości lub ograniczonym czasie, prędzej czy później osiągnie wyższą wartość. Niestety w praktyce w międzyczasie może zdarzyć się wiele rzeczy. Ryzyko jest ogromne, gdyż wszystko jest uzależnione od platformy i producentów gier. Czasami jedna aktualizacja do gry potrafi wywrócić cały rynek do góry nogami.

 

Autor: Rafał Flasza

Tobias Forge (Ghost) - kontrowersyjny geniusz kreacji


source: Nick Fancher

Jeżeli nie słyszeliście jeszcze o zespole Ghost to prędzej czy później usłyszycie. Ta niezwykle interesująca propozycja muzyczna przeżywa właśnie swój ‘peak’ artystyczny. Trudno jest w kilku słowach opisać kreację, koncept i drogę artystyczną, jaką obrał sobie Tobias Forge (frontman), który jest bez wątpienia mózgiem całego zespołu, dlatego wybraliśmy się na koncert w Katowicach i wiecie co? Ghost rozłożył nas na łopatki.

Cała maskarada jest przedstawieniem alternatywnej rzeczywistości. Perfekcyjnie zaplanowana forma ekscytuje, straszy, ale i śmieszy. 

Muzyka rockowa już nie raz potrzebowała więcej ekspresji niż czarne skóry, tatuaże i buntownicza postawa. Znamy Alice Cooper, znamy Ozzy’ego… zatem, co nowego proponuje nam Ghost? Tak naprawdę nic, a jednak o wiele więcej. Przede wszystkim muzyka jest wypadkową największych miłości frontmana, co sprawia, że Ghost jest mroczny, melodyczny, skoczny i ciężko go nie nucić. Ponadto mamy tu prawdziwy teatr na scenie. Tobias Forge stworzył bardzo spójny koncept wizerunku zespołu, w którym jest showmanem o różnych twarzach. Na początku był papieżem, następnie powołany został jego następca, później syn, obecnie zespół prowadzi postać o nazwie Cardinal Copia. Reszta członków to bezimienne postaci w stalowych maskach z rogami, oficjalnie ‘Nameless Ghouls’. Istnieje też cała propaganda. Zespół wydaje krótkie filmiki o życiu czarnych papieży, często w języku włoskim, krótkie retrospekcje oraz zwiastuny tego, co nadchodzi. Teledyski też są na miarę małych produkcji filmowych. Czy wspomnieliśmy już, że Forge jest z pochodzenia szwedem, na co dzień mówi w języku angielskim, a po założeniu maski słychać wyraźny włoski akcent? To wszystko sprawia, że muzyk jest świetnym kompozytorem, showmanem i strategiem. Ghost konsekwentnie, z płyty na płytę, staje się coraz silniejszym organizmem. Oczywiście rozgłos przyszedł też dzięki kontrowersji. Zespół określany jest, jako satanistyczny. Aczkolwiek więcej w tym satyry niż powagi. Sam frontman twierdzi, że chodzi przede wszystkim o radość z show, a cała maskarada jest przedstawieniem alternatywnej rzeczywistości. Perfekcyjnie zaplanowana forma ekscytuje, straszy, ale i śmieszy. 



source: dariuszptaszynski.com

Muzyka Ghost to uczta

Miejscami jest bardzo mroczna, miejscami zabawna, natomiast najczęściej jest po prostu świetna. Większość utworów jest komponowana przez Tobias’a, co nie zmienia faktu, że muzycy zespołu to światowa półka. W muzyce Ghost słyszymy klasykę rocka, ale nie tylko. Prawdziwy fan znajdzie tam elementy muzyki folkowej, klasycznej, instrumentalnej, a nawet disco czy pop. Tak, Forge jest wielkim fanem ABBY i płyt Paula Simon’a i Art Garfunkel’a. Oczywiście trzeba wspomnieć, że głos Forge’a jest ponadprzeciętny, a jego znajomość harmonii pozwala mu na swobodne tworzenie niezwykle interesujących partii. Trochę taki Mike Patton, nawet czerwony garnitur noszą ten sam. Ciężko jest usłyszeć utwory takie jak: Dance Macabre, Faith, See The Light, Cirice (Grammy 2016), czy Pro Memoria i pozostać obojętnym. 


source: dariuszptaszynski.com

Horror, satyra i teatr w jednym

30.11 przekonaliśmy się na własnej skórze, na jakim poziomie jest obecnie zespół. Zespół zagrał prawie dwugodzinny set w katowickim Spodku, który był po prostu majestatyczny. Uwierzcie nam, widzieliśmy na żywo Metallicę i Rammsteina, więc wiemy, gdzie jest szczyt. Ghost jest już na tym samym poziomie. Całe show jest niezwykle spójne, gra świateł to arcydzieło kreacji, a sam zespół gra bezbłędnie. Cardinal Copia nie zawiódł i z odpowiednim wsparciem Ghost wypada zawodowo! Był rozmach, widowisko i świetny performing. 


Co zwiastują chmury? - Google Stadia Project


source: Google

Google niedawno wypuściło na rynek swoje nowe dziecko - Stadię. Jest to platforma do grania w gry, które są streamowane prosto do naszych urządzeń. W wielkim skrócie działa to tak: gra jest uruchomiona na serwerze Googla, obraz jest transmitowany do naszego urządzenia i możemy cieszyć się rozgrywką w najnowsze gry na każdym sprzęcie. Brzmi pięknie, prawda? Na papierze jest pięknie, gorzej w praktyce. Google Stadia nie jest jeszcze dostępna w Polsce. Usługa ma pojawić się w naszym kraju na początku przyszłego roku. Co nowego zaoferuje?

Nowość na rynku gier? No nie do końca

Cofnijmy się w czasie o jakieś 10 lat. Na rynku pojawia się urządzenie OnLive, które wydawało się przełomowe - i takie było. Twórcy obiecywali rozgrywkę bez kupowania gier na płytach, czy nawet bez instalowania ich na jakimkolwiek urządzeniu. Do rozgrywki wystarczyło szybkie łącze internetowe, telewizor z urządzeniem OnLive lub komputer, który nie musiał być ‘topową’ maszyną. Dla graczy pysznie! Gry były uruchamiane na serwerze firmy, a obraz był transmitowany na nasze ekrany. Wystarczyło zainstalować kilku megabajtową aplikację na komputer czy tablet i już mogliśmy grać w dowolny tytuł z biblioteki OnLive. Ta była sporych rozmiarów, bo usługa oferowała około 300 tytułów od 50 największych wydawców, takich jak Sega, Ubisoft czy EA. Rozgrywka była możliwa w rozdzielczości 720p, czyli standardowej w tamtych latach. Jak z płatnością? Za około 40 złotych miesięcznie, można było wykupić play pack, czyli abonament, który dawał dostęp do pełnej biblioteki. Gracze, którzy założyli darmowe konto OnLive mogli sprawdzić usługę za darmo w postaci 30-minutowych triali. Mimo tego, że wszystko działało pięknie usługa umarła śmiercią naturalną. Firma OnLive zbankrutowała, a usługa została wykupiona przez Lauder Partners. 30 kwietnia 2015 roku serwery OnLive zostały wyłączone.

Google obiecuje nową jakość

Stadia oferuje nam rozgrywkę w chmurze na dowolnym urządzeniu, w najwyższych detalach, bez instalacji, czy nawet pobierania. Brzmi znajomo? Google oferuje nam dokładnie to samo co Onlive, tylko na miarę obecnych czasów. 4k, 60 klatek na sekundę, detale na ultra, czyli coś, czym dziś można kupić graczy. Możliwość grania w gry w najwyższej jakości na dowolnym urządzeniu brzmi tak nowocześnie, że prawie nierealnie. Kuszące, bo wystarczy wejść na stronę stadia.com, kupić wybrany tytuł, wcisnąć play i już możemy cieszyć się zabawą w najwyższej jakości. Bez czekania na pobranie ostatnich łatek i instalacji. Tylko czy stadia oferuje coś więcej niż szybkie granie? Dla ludzi, którzy mają tylko biurowego notebooka na pewno. Dla posiadaczy gamingowego sprzętu to raczej rzecz zbyteczna.

Dowolne urządzenie

Google obiecywało jeszcze przed premierą, że Stadia będzie działała na każdym urządzeniu. Premiera już była, a nowa usługa działa tylko na kilku sprzętach. Na PC wiele nie zrobimy, bo sklep jest dostępny tylko z poziomu mobilnej aplikacji. Twórcy Stadii twierdzą, że najlepiej grać na Chromecascie Ultra, czyli urządzeniu Googla, które podłączamy bezpośrednio do telewizora. Tutaj warto wspomnieć o tym, że tylko na Chromecascie możemy pozwolić sobie na rozgrywkę w rozdzielczości 4k w stabilnych 60 klatkach na sekundę. Na telefonach też, na razie nie pogramy, bo jedynym smartfonem obsługującym Stadie jest Google Pixel. Także, jeśli marzyliście o graniu w Red Dead Redemption 2 na smartfonie w pociągu, to musicie jeszcze poczekać. Skoro jesteśmy już przy temacie grania mobilnego, to Stadia wymaga naprawdę ogromnych ilości danych komórkowych. Redakcja VentureBeat poinformowała, że 13 minut gry w Red Dead Redemption 2 w 1080p i 60 klatkach na sekundę to ponad 1,5 GB danych. Łatwo więc policzyć, że w godzinę gry Stadia pożre trochę ponad 7 GB danych. Całkiem sporo, a do ukończenia RDR 2 potrzeba nam około 50 godzin i mówimy tu tylko o wątku fabularnym, bez misji pobocznych i bez eksploracji.


source: Google

Chmura – czyli bez neta nie pograsz!

Paradoksalnie jest to największy minus tego systemu, jak i wszystkich systemów streamingowych. Bez połączenia z internetem jesteśmy odcięci od zabawy. Granie w chmurze wymaga stałego połączenia z siecią. Zdarza się, że internetu zabraknie, a Wy akurat macie ochotę dokończyć kilka misji w Assassin’s Creed Odyssey albo poznać bliżej świat RDR2. No niestety wtedy trzeba obejść się smakiem albo grać na platformie stacjonarnej, która nie wymaga połączenia internetowego. Tego najbardziej nie rozumiem, bo to przecież tytuły nastawione typowo pod rozgrywkę dla jednego gracza, a bez internetu nawet ich nie włączymy. Trochę szkoda, bo kupujemy produkt i nie zawsze mamy do niego dostęp.

Moje, ale nie na 100%

Wydajemy kwotę jak za tytuły pudełkowe, tylko w pewnym sensie, te gry nie są nasze. Ale jak to? Google twierdzi, że kupujemy dany tytuł, a nie wypożyczamy go tak jak np. w przypadku steama. Tylko co, jeśli Stadia skończy tak jak OnLive? Nasze gry skończą się razem z nią. Można powiedzieć, że kupujemy coś, czego tak naprawdę nie ma. Przecież nie mamy namacalnie tytułu w swojej kolekcji. Ba nawet nie mamy go na swoim komputerze, tylko na serwerze Google. Co z tego, że firma mówi nam o własności, skoro nie mamy pewności, ile czasu usługa pozostanie na rynku. Odpowiedzcie sobie na jedno pytanie. Co z waszymi pieniędzmi i grami, kiedy zamkną serwery? 

Co napędza sprzedaż konsol?

Ekskluzywne tytuły na wyłączność! XBOX ma swoją Forze, Gears of War (aktualnie Gears) czy Halo. PlayStation też ma wiele do zaoferowania: God of War, Uncharted, GranTourismo czy Bloodborne, a to tylko kilka tytułów w morzu ekskluzywnych pozycji. Nintendo robi gry, które pojawiają się tylko na ich platformie. W Mario, Pokemony czy Yoshiego zagramy tylko na sprzęcie wielkiego N. Dzięki temu każda z tych firm ma swoją rzeszę fanów, która zawsze kupi produkt dedykowany ich ulubionej platformie.

Stadia i na tym polu zawodzi, ponieważ nie ma ani jednego wartościowego tytułu na wyłączność dla tej platformy. Chyba że myślicie o Stadii, po zobaczeniu bardzo przeciętnej gry o nazwie GYLT. Google powinno wiedzieć, że to właśnie tytuły ekskluzywne sprzedają systemy. Każdy fan XBOXA, PS, czy Nintendo będzie zachwalał pozycje, w które może pograć wyłącznie na swoim sprzęcie. W co zatem będą grali fani Googla? W to, co zostało dla wszystkich, czyli gry multiplatformowe.

Przyszłość jest teraz.

Chmury powoli stają się naszą przyszłością, czy tego chcemy czy nie. Oglądamy filmy w chmurze, słuchamy muzyki w chmurze i powoli gramy w chmurze. To trudny czas dla kolekcjonerów i dla ludzi, którzy lubią mieć swoje rzeczy tylko dla siebie. Namacalnie w domowych kolekcjach. Czy to przyszłość? Filmów i muzyki na pewno. Gier? Oby nie.

 

Autor: Mateusz Jamroz

Tip na trip - Włoski weekend w Bergamo

Włochy to kraj uwielbiany przez turystów szczególnie za dobre jedzenie, wyjątkową architekturę i piękny krajobraz. Do Włoch można jechać o każdej porze roku. Zimą możemy wybrać się na narty w Alpy, za to latem możemy opalać się na niezliczonych plażach. Miasta we Włoszech posiadają długą historię, co przyczynia się do pięknej architektury, która sprawia, że poczujemy w nich wyjątkowy klimat. Jednym z ciekawszych miast jest, nie wszystkim znane, Bergamo, leżące w północnej części kraju. W bardzo tani sposób możemy spędzić tam kilka dni, a przy okazji zobaczyć Mediolan oraz jezioro Como. W zawartym poniżej przewodniku znajdziecie praktyczne wskazówki przed wyjazdem w te rejony.

Hello Bergamo!

Zacznijmy od samego miasta. Bergamo położone jest na północy Włoch, ok. 50 km od Mediolanu. To niewielkie miasto posiada spory port lotniczy, do którego można w łatwy sposób dostać się z wielu polskich miast. Wiele turystów traktuje Bergamo jako przystanek w drodze do Mediolanu, który jest ich głównym celem. Często zdarza się, że Bergamo pomijane jest przez podróżujących, co jeszcze bardziej podkreśla jego urok. Miasto dzieli się na dwie części - dolne miasto (nowa część) oraz górne (stara część). W górnym mieście możemy podziwiać piękne wąskie uliczki, w których łatwo się zgubić. Na szczęście większość z nich prowadzi do głównego placu, gdzie znajduje się katedra. Do górnego miasta można łatwo dostać się kolejką, z której możemy oglądać panoramę całego miasta. Warto też wspomnieć, że Bergamo jest miastem, w którym większość atrakcji zobaczymy w jeden dzień.

Mediolan

Mediolan to miasto kontrastów. Z jednej strony widać bogactwo i przepych, a z drugiej biedę. Zauważyć to można już na dworcu kolejowym. Wielu bezdomnych ludzi są wyraźną kontrą dla witryn sklepów najlepszych projektantów. Same przedmieścia Mediolanu zajmują głównie stare, często zaniedbane domy. Centrum miasta to zupełnie inna bajka. Pełno luksusowych sklepów, bogate dzielnice, piękne zabytki, a do tego ludzie ubrani w najmodniejsze ubrania. Takim Mediolanem można się zachwycić. Główną atrakcją jest na pewno katedra Duomo St. Maria Nascente, gdzie od samego rana ustawia się kolejka tylko po to, aby wejść do środka. Samo zwiedzanie katedry może zająć nam 4 godziny, dlatego warto zagospodarować sobie na to więcej czasu. Przy głównym placu możemy zjeść dobre jedzenie, zrobić zakupy w słynnej galerii Wiktora Emanuela II, czy wypić jedyne w swoim rodzaju espresso. Jeżeli chcemy odpocząć od gwaru i przepełnionych ulic to warto odwiedzić znajdujący się blisko centrum park Sempione, w którym znajduje się zamek Sforzów oraz łuk triumfalny.

Jezioro Como

Słynne jezioro Como, gdzie na wakacje jeżdżą znane gwiazdy, a posiadłości mają najbogatsi ludzie na świecie, znajduje się zaledwie niecałe 50 km od Bergamo i Mediolanu. Jeśli wybieracie się w podróż na północ Włoch, to warto wpisać Como na listę. Do Como i Lecco, dwóch największych miast przy jeziorze, można łatwo dostać się pociągiem z Mediolanu, za który zapłacimy niecałe 4€. Wokół jeziora możemy zwiedzić urokliwe miasteczka, niewielkie porty i piękne żwirowe plaże. Warto zrobić sobie też małą wycieczkę i odwiedzić Varenne. To małe miasteczko portowe, z którego możemy wypłynąć promem do Bellagio, gdzie zjemy najlepsze owoce morza! Oczywiście nad jezioro najlepiej jest przyjechać latem, kiedy pogoda dopisuje i możemy skorzystać w pełni z jego uroków.

Transport

Do Bergamo najlepiej jest dolecieć samolotem. Bardzo często można trafić na promocję biletu i polecieć nawet za 39zł! Między Bergamo, Mediolanem i jeziorem Como często jeżdżą pociągi, którymi szybko dotrzemy do celu.

Nocleg

Jedną z najciekawszych i najtańszych opcji jest wynajęcie pokoju lub mieszkania na portalu airbnb. Znajdziemy tam duży wybór noclegów, w większości, o wiele taniej niż w hotelach. Ta opcja przybliża nas również do poznania mieszkańców i cennych wskazówek dotyczących zwiedzania miasta.

Co zjeść?

Nie obejdzie się bez dobrej pizzy, więc i tym razem warto spróbować tego tradycyjnego dania. W Bergamo i Mediolanie popularna jest pizza na grubym cieście, którą sprzedaje się w kawałkach. W ten sposób można spróbować pizzy w różnych smakach. Oprócz placka popularne są różne rodzaje makaronów. Najpopularniejsza pasta to ta z oliwą i świeżymi pomidorami, znajdziemy ją praktycznie w każdej restauracji. Na deser oczywiście lody! W Mediolanie znajdziecie pyszne lody, układane w kształt róży. W licznych kawiarniach znajdziecie gałki o różnorodnych smakach. Na zakończenie filiżanka espresso. Kawa we Włoszech pija się o każdej porze dnia. Rano najczęściej jest to cappuccino, w późniejszych godzinach espresso. Co ciekawe, w restauracjach i kawiarniach, popularnym zwyczajem jest picie na stojąco. Wtedy płacimy za filiżankę ok.1 €. Jeżeli chcemy delektować się smakiem i usiąść przy stole, za espresso zapłacimy średnio o 2 € więcej.

Kiedy jechać?

Mediolan i Bergamo możemy zwiedzać przez cały rok. W sezonie letnim temperatury dochodzą do 40 stopni, dlatego jeśli jesteśmy nastawieni tylko na zwiedzanie warto pomyśleć o innej porze, kiedy temperatury są przyjemniejsze. Dla jeziora Como natomiast najlepszą porą będzie lato, gdzie będziemy mogli wypocząć na jednej z wielu pięknych plaż. Jak widać wyjazd do Włoch wcale nie musi oznaczać 10-dniowego urlopu. Wystarczy weekend lub 3 dni wolnego. Szukajcie tanich lotów, pakujcie plecak, koniecznie aparat i w drogę!

 

Autor: Justyna Amborska

Design Arq miesiąca - Anna Caban

Podobno wolność określana jest miarą swobody. W świecie designu już samo bycie freelancerem daje poczucie artystycznego komfortu, choć nie zawsze artysta ma "z górki". Tym razem chcielibyśmy przybliżyć Wam sylwetkę projektantki, która ma nie tylko ogromny talent, ale prawdziwą wolność tworzenia, którą widać w każdym projekcie. Przed Wami Anna Caban.

To właśnie wolność tworzenia jest cechą, która pozwala jej przedstawiać piękno współgrających ze sobą form w nowoczesnym wydaniu.

Ania projektuje głównie 3d oraz wszystko, co można skojarzyć z motion graphic. Jej projekty charakteryzuje ciekawa kompozycja, światło oraz niebanalna kolorystyka. Jak sama twierdzi grafika 3D daje swobodę twórczą oraz dowolność manipulacji. Jest nie tylko idealnym narzędziem do odtwarzania realistycznych kształtów, ale przede wszystkich tych abstrakcyjnych. Ania uwielbia przyrodę i to właśnie tam szuka inspiracji. Obserwuje w niej światło, formę i tekstury. Proces twórczy często zaczyna od szkicu, który już od początku upraszcza i zmienia w formy abstrakcyjne. Oglądając projekty Ani ma się wrażenie obcowania z malarzem, chociaż niekoniecznie tym klasycznym. To właśnie wolność tworzenia jest cechą, która pozwala jej przedstawiać piękno współgrających ze sobą form w nowoczesnym wydaniu.

The Bloom

Ten projekt przykuł naszą uwagę od samego początku. Ciekawe kształty oraz tekstury stworzone ręcznie w technice marblingu. Dodatkowo projekt pokazuje inteligentne użycie światła, które wraz z neonową paletą, podkreśla abstrakcyjne formy. Prace nad projektem trwały 2 miesiące.

  

Summer Harmony

Ten projekt był inspirowany obserwacją oświetlenia, refleksów oraz cieni. Widać w nim delikatność i lekkość poszczególnych elementów. Żywe kolory i metaliczne refleksy, tworzą wyjątkowe kompozycje. Wprawione w ruch, pokazują jak świadomie projektuje nasza bohaterka.

  

Saatchi & Saatchi IS Identity

Oprócz oryginalnych projektów, grafika 3D ma również zastosowanie w grafice użytkowej oraz identyfikacji wizualnej. Przykładem takiego zastosowania jest piękna identyfikacja dla Saatchi & Saatchi IS. Z jednej strony elegancka i wyważona, z drugiej kolorowa i odważna.

Wyróżnienia

Prace Anny były prezentowane na kilku międzynarodowych pokazach animacji i video. Jej talent został doceniony na najbardziej prestiżowych konkursach oraz konferencjach ze świata designu. Festiwal In Out, Centre for Contemporary Art Łaźnia w Gdańsku, International Biennale WRO 2011 Alternative Now we Wrocławiu i New Media Biennale w Warszawie (wyróżnienie), International Film Festiwal of Music Kameraton w Gorzowie Wielkopolskim oraz Yach Film Festiwal w Gdańsku, gdzie teledysk „Stand alone” otrzymała nominację w kategorii Debiut. Jest laureatką srebrnego miecza KTR w ilustracji 2018. Posiada publikacje w Luzer Archive, Ads Of The World, Fubiz.


Great Green Wall - Zielona nadzieja ludzkości

Już sama nazwa brzmi jak projekt z filmów Science Fiction prawda? Wielki Zielony Mur (ang. Great Green Wall) to inicjatywa, która zrodziła się w 2005 roku podczas szczytu Wspólnoty Państw Sahelu i Sahary. Miał na celu odwrócenie procesów pustynnienia poprzez stworzenie zielonej granicy wzdłuż kontynentu. Minęło 15 lat od porozumienia, a większość ludzi nawet o nim nie słyszała. Czy ludzkość wygrała z naturą?

ZIELONY SYMBOL WIDOCZNY Z KOSMOSU

Sahel to pas suchej sawanny przecinający Afrykę. Eksplozja demograficzna, susze i degradacja sprawiły, że w ciągu tylko dwóch dekad Sahara przesunęła się o prawie 150 km na południe. Do 2025 roku 11 państw afrykańskich zadeklarowało posadzić pas zieleni o długości 7775 km i szerokości 15-20 km. Powierzchnia 12 000 000 ha oznacza, że Wielki Zielony Mur będzie największą żywą strukturą na naszej planecie i będzie widoczny z kosmosu. Wystarczyło 10 lat, aby ukończyć 15% projektu i przywrócić życie zdegradowanym krajobrazom Afryki na niespotykaną dotąd skalę, zapewniając bezpieczeństwo żywnościowe, miejsca pracy, zmniejszenie ubóstwa oraz zwiększenie bioróżnorodności. Warto natomiast wspomnieć, że pierwsze założenia projektu przegrały w starciu z Saharą. Prawie 70% z posadzonych drzew umarła, ponieważ większość obszarów została opuszczona przez ludność, która miała dbać o nowo powstały pas zieleni. To jednak nie oznacza porażki. Specjaliści postawili ostatecznie na specyficzną mozaikę praktyk zagospodarowania przestrzeni w rolnictwie, która jako całość, utworzy zielony mur.


source: (USGS)

Wielki Zielony Mur to globalny symbol ludzkości, która walczy z największym zagrożeniem, degradacją środowiska.

Jest jeszcze jeden niepodważalny aspekt tego projektu. Wielki Zielony Mur to globalny symbol ludzkości, która walczy z największym zagrożeniem, czyli postępującą degradacją środowiska. Oprócz drzew i krzewów jest jeszcze ludzka nadzieja, która namacalnie odmieniła życie milionów mieszkańców Sahelu. Projekt sprawił, że w jednym z najuboższych regionów świata hoduje się teraz żywność, rozwija rolnictwo, a tym samym powstrzymuje migracje ludności.

O czym warto pamiętać? O tym, że każdy z nas powinien o tym mówić. Na oficjalnej stronie możemy podpisać osobistą deklarację, która zwyczajnie pomaga zwiększać świadomość. Afryka prawie od zawsze była symbolem ubóstwa, które wyciąga rękę po pomoc. Tym razem staje do walki w bitwie, która dotyczy nas wszystkich. Być może przyszłość ma dwa scenariusze. Dokonując świadomych wyborów, możemy uniknąć jednego z nich.