BMW iX xDrive40 - Awangarda w XXL!

Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o BMW iX to chyba tylko dlatego, że nie jesteście gotowi na zmiany w motoryzacji. Choć sami w głębi duszy jesteśmy tradycjonalistami to jednak design oraz myśl techniczna nowych modeli BMW jest zachwycająca. Dzięki zielonogórskiemu salonowi BMW Sikora mieliśmy okazję testować dla Was jeden z najnowszych modeli w gamie marki.

iX to czysto elektryczne BMW w segmencie pojazdów typu SAV (Sports Activity Vehicle). Rozmiarami bardzo podobne do modelu X5, aczkolwiek minimalistyczny sznyt jest tu na pierwszym miejscu. Auto kontrowersyjne, ale wychodzi mu to na duży plus. Zjawiskowe i absolutnie oryginalne.

Top Design, ale jednak "Shy"

Pewnie zastanawiacie się, o co chodzi z tą nieśmiałością? Chodzi tu o koncepcję stylistyczną, którą BMW nazywa shy tech. W teorii to pasażerowie są w centrum uwagi, a nowoczesne technologie pojawiają się tylko wtedy, kiedy są naprawdę pożądane. Brzmi jak marketingowy talk? Otóż musimy Was zaskoczyć.

Inżynierowie i projektanci modelu i zaprezentowali spójny projekt, który naszym zdaniem wybiega kilka lat naprzód.

Po pierwsze model iX to niezwykle umiejętnie ukryte gabaryty auta. Wszystko za sprawą sprytnego użycia proporcji oraz nowoczesnych form. Wąskie lampy z przodu i z tyłu, atrapa chłodnicy skrywająca funkcje radarowe oraz bez fugowo zintegrowana tylna klapa to elementy charakterystyczne nadwozia. W środku natomiast powita nas przytulne wnętrze z minimalistyczną deską rozdzielczą. Większość przycisków zostało usuniętych z kokpitu, głośniki systemu audio ukryte, a oświetlenie ambientowe umieszczone przy szybach to prawdziwa uczta dla oka podczas wieczornej przejażdżki.

Sounds & Silence

Śledząc nasze nietypowe testy samochodów na pewno już wiecie, że zwracamy szczególną uwagę na dźwięk. Zarówno systemu audio, jak i odgłosów podczas jazdy. Mamy tu do czynienia z elektrykiem, więc poprzeczka na start jest umieszczona bardzo wysoko. Dlaczego? Ponieważ brak wibracji oraz dźwięku silnika spalinowego sprawia, że słyszymy znacznie więcej. Zacznijmy zatem od audio.

Nagłośnienie może oddać swoje 100% tylko w kabinie, która będzie do tego przystosowana i tutaj musimy zbić pokłony przed inżynierami BMW, ponieważ model iX gra rewelacyjnie.

Jedna z pierwszych myśli po pierwszej przejażdżce tym autem to wzruszenie. Autentyczne wzruszenie, kiedy odsłuchaliśmy "Dziewczynę o perłowych włosach" zespołu Omega w krystaliczny wręcz sposób.

https://open.spotify.com/track/3nDfx9WqSNOfbuCP4yonzj

Jeżeli chodzi natomiast o ciszę w kabinie to jest wręcz niespotykane. BMW iX to nie tylko jeden z najlepiej wyciszonych elektryków, ale samochodów w ogóle. Wycieraczki cisza, odgłosy podwozia i nadkoli minimalne, a szumy zewnętrzne podczas normalnej jazdy są wręcz niezauważalne. Mamy więc tu wrażenie podróżowania w tzw. bańce, która oddziela nas od świata zewnętrznego. Powyżej 120km/h było nadal cicho, a przypomnijmy, że model iX posiada drzwi z szybami bez ramek. Brawo!

Doświadczenie SAV

Mamy nieodparte wrażenie, że w pewnym sensie model iX to 'Statement' marki. Wszystko w nim sprowadza się do doświadczenia całości. Od momentu zamknięcia drzwi mamy do czynienia z autem wyjątkowym. Użyte materiały, niepodważalna jakość spasowania, piękny panoramiczny dach z funkcją 'zmrożenia' szyby oraz świetna ergonomia.

Po naciśnięciu przycisku Start/Stop wita nas najnowszy system iDrive oraz ekran na którym możemy wybrać tryb jazdy. Połączenie ze smartfonem jest bezprzewodowe, tak więc Apple Car Play działał tu bez zarzutu. Po wyborze jazdy, menu znika na rzecz swojego rodzaju motywu przewodniego. Znów minimalizm. Podobnie jest z ustawieniami klimatyzacji - schowane! Kiedy wejdziemy w jej ustawienia możemy się jednak pozytywnie zaskoczyć. Nie tym, że ikony są duże i intuicyjne, ale tym że całość po prostu działa.

Ile razy tak naprawdę bawimy się temperaturą i nastawami podczas jazdy? Czy nie jest przypadkiem tak, że ma to miejsce w autach, w których system klimatyzacji nie do końca jest wydajny?

W BMW iX tryb auto działał bardzo poprawnie, więc pozostało jedynie ustawić temperaturę i jazda! Ponadto do ogrzewania w elektryku podchodzimy nieco inaczej. Nawet w bardzo chłodne dni wystarczy ogrzanie fotela i kierownicy i już jest nam ciepło. Jakie było nasze zaskoczenie, kiedy jedno i drugie odbyło się w przeciągu kilku sekund.

Heksagony i kosmiczne wrażenia z jazdy!

Nic podczas jazdy tym autem nie jest zwyczajne. Kierownica ma nietypowy kształt heksagonu, ale jakże genialna jest obsługa pojazdu w ten sposób. Nasze ręce są zawsze tam, gdzie być powinny. Przed nami dwa wyświetlacze o wysokiej rozdzielczości oraz świetny Head Up Display. Jak się prowadzi?

Model iX to prawdziwe BMW. W trybie Sport reakcja układu kierowniczego to prawdziwa bajka.

Auto waży 2500 kg, a dzięki 326KM prowadzi się tak lekko i pewnie, że nie mamy żadnych wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z modelem z Bawarii.

Kiedy zechcemy jednak podróżować spokojniej, wybieramy tryb Relax, w którym układ kierowniczy staje się jeszcze bardziej płynny, a zawieszenie buja nas przyjemnie, wybierając wszelkie nierówności na drodze. Niezależnie od trybu przyspieszenie podstawowej wersji xDrive40 to prawdziwa proca. Samochód reaguje na pedał przyspieszenia natychmiast, a w trybie Sport jest to wręcz przyspieszenie brutalne. Wyobraźcie sobie zatem jak prowadzi się model xDrive50 lub M60. My nie potrafimy.

Nowe rozdanie!

BMW iX to nie tylko elektryczna wizytówka, ale prawdziwy pokaz technologii. Dzięki niebanalnej stylistyce i świetnym właściwościom jezdnym mamy do czynienia z autem wyjątkowym. Model iX nie jest tani, ale będziemy bronić każdej złotówki, która składa się na jego cenę. Za około 400 tys. złotych otrzymujemy pojazd wybiegający w przyszłość. iX to spójny koncept, który poruszy nasze wszystkie zmysły, ale też stanie się praktycznym kompanem na co dzień.


Energii Pełnia, czyli relacja z eventu Business Meeting Club "Zagłębie Pełne Energii"

Zagłębie Pełne Energii. Pod takim hasłem odbył się event networkingowy organizowany przez Business Meeting Club. Mecenasem wydarzenia był PKO Bank Polski, a partnerami strategicznymi Gebrüder Peters Polska oraz Legnicka Specjalna Strefa Ekonomiczna. Wydarzenie miało luźny charakter, ale byliśmy mile zaskoczeni jego formułą oraz jakością. Spotkanie odbyło się w salonie Volvo V-Motors w Lubinie. Jesteśmy "po" i mamy dużo do powiedzenia.

Business Meeting Club to organizacja specjalizująca się w krajowym oraz międzynarodowym networkingu, relacjach oraz pośrednictwie B2B. Tomasz Iwaniec, który jest prezesem zarządu BMC, to niezwykle pozytywna postać. Bardzo sprawnie prowadził panele dyskusyjne i zadawał prelegentom bardzo ciekawe pytania. Oczywiście event dotyczył dużego biznesu, więc mogliśmy dowiedzieć się z pierwszej ręki, z jakimi problemami energetycznymi borykają się polscy przedsiębiorcy i co tak naprawdę oznacza zielona energia?

Energia. Problem, czy szansa?

Ubiegły rok pokazał, że rynek energetyczny był bardzo dynamiczny. Każdy z nas korzysta w jakiś sposób z energii. Największym wyzwaniem jest optymalizacja kosztów. W pierwszej części mogliśmy dowiedzieć się więcej na temat alternatyw i rozwiązań optymalizujących koszty zużycia energii w firmie.

Okazuje się, że tylko około 10% procent konsumentów negocjuje lub myśli o zmianie dostawcy energii. Jest to najniższy współczynnik w UE.

Czy w dzisiejszych czasach można ustalić stałą cenę energii? Odpowiedź brzmi tak! Standardem stają się już kontrakty z gwarancją na 2 lata, natomiast alternatywa może dotyczyć nawet 10 lat.

Najważniejsze to zdecydować się na audyt, a na koszty energii spojrzeć, jak na kolejną szansę - nie problem. Oczywiście wszystko sprowadza się do tego, czy przedsiębiorca chce coś zmienić? 10% kosztów to już wyraźny sygnał do szukania optymalizacji, o czym mówił m.in. Mateusz Brandt - Prezes Zarządu w Instytucie Doradztwa Energetycznego. W ciągu ostatnich 12 miesięcy koszty energii wzrosły w Polsce kilkukrotnie. Jakie kroki powinniśmy zatem podjąć? Bardzo ważna jest strategia energetyczna.

Z kolei Pani Justyna Hubiak, z Legnickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej mówiła o tym, jak poprzez współpracę wielu podmiotów przedsiębiorcy z Dolnego Śląska mogą optymalizować koszty energii.

Sieć. W jakim jest stanie?

Jeżeli podczas przeglądania swoich rachunków za prąd zauważyliście nowe pozycje i dodatkowe koszty to nie jesteście jedyni. W panelu dyskusyjnym mogliśmy posłuchać również o tym, jak krzywdząca może być nasza bierność w sprawie optymalizacji kosztów.

Sieć energetyczna w Polsce nie jest z gumy i nie jest żadną tajemnicą, że my (przedsiębiorcy) będziemy sponsorem jej rozbudowy.

Dlaczego warto zainwestować w audyt energetyczny? O tym ciekawym case study opowiedział Tomasz Zachariasz z firmy NUMERON. Otóż podczas monitoringu w jednej z firm okazało się, że dostawca energii źle naliczał jej stawkę oraz ilości. Korekta kosztów energii spowodowała, że inwestycja w 5 zakładów w Polsce, zwróciła się od razu.

Elektromobilności i Volvo

W kolejnej części mogliśmy poznać plany marki Volvo oraz przyjrzeć się elektromobilności w Polsce. Marka ze Szwecji obrała drogę elektryfikacji, a niedawno zaprezentowany model EX90 otwiera nowy rozdział w historii Volvo. 2023 rok jest ostatnim, w kontekście produkcji modeli z silnikiem beznynowym oraz diesla. To oznacza również, że nie zobaczymy już premiery samochodu spalinowego.

Photo by: Volvo

Bardzo ciekawie wystąpienie miał również Pan Bartłomiej Kuriata - Dyrektor Zarządzający w Volvo V-Motors. Potrafił opowiedzieć o wszystkich zaletach samochodu elektrycznego, pamiętając również o kompromisach, które wiążą się z jego użytkowaniem.

Samochody osobowe to najprostszy obszar elektryfikacji. Dużo trudniejszym tematem są samochody użytkowe oraz transport.

Większy zasięg to większa masa, a więc kolejne ograniczenia. A co jeśli za 10 lat wszyscy po pracy wrócimy do domu i podłączymy nasze elektrowozy do sieci, która nie jest na to gotowa? Tzw. Blackout nie musi oznaczać ciemności oraz braku energii, ale na pewno jej wyraźny spadek, a tym samym poważny problem. Być może dlatego producenci samochodów elektrycznych, w tym Volvo, proponuje również rozwiązanie, w którym to samochód staje się tymczasowym źródłem energii dla domu.

Podsumowując

Całe wydarzenie miało niezwykle pozytywny charakter. Niezwykle, ponieważ mieliśmy dostęp do solidnej porcji wiedzy, a w tym samym czasie było miejsce na rozmowy w kuluarach i networking. Warto również wspomnieć, że Business Meeting Club to jedna z najszybciej rozwijających się organizacji zrzeszających biznes. Już niedługo dzięki autorskiej aplikacji mobilnej budowanie sieci kontaktów na Dolnym Śląsku będzie dużo łatwiejsze.

Zachęcamy Was do zapoznania się z tą ciekawą inicjatywą oraz do obserwowania kolejnych wydarzeń organizowanych przez BMC.


NOWATCH - Smartwatch, który nie pokazuje, lecz tworzy czas!

Czy nie jest tak, że odczuwamy wewnątrzną potrzebę bycia częścią czegoś ważnego? Grupy, idei, a może jakiegoś ruchu? Co jeśli, w tym szybko zmieniającym się świecie technologii i danych, zapomnieliśmy o nas samych. Wytrąceni z równowagi i często odłączeni od własnych ciał i poczucia sensu, gonimy za cyfrowym światem. Być może nadszedł czas, aby ponownie się połączyć z samym sobą wykorzystując do tego technologię w odpowiedzialny sposób? Przed Wami NOWATCH, smartwatch, który tworzy czas.

Liczy się teraz!

NOWATCH to pierwszy na świecie Awareable, czyli smartwatch, który ma odłączyć nas od świata ciągłych powiadomień, na rzecz wewnętrznego zdrowia i spokoju.

To nadal niezwykle zaawansowane technologicznie, holistyczne urządzenie do odnowy biologicznej dla specyficznej grupy odbiorców.

Wykorzystując najnowocześniejszą technologię, czujniki monitorujące nasze ciało i wiodącą naukę dotyczącą dobrego samopoczucia psychicznego, NOWATCH jest jednym z najciekawszych smartwatchy, jakie ostatnio widzieliśmy.

Photo by: nowatch.com

Nie potrzebujesz ekranu!

Intencją twórców było zaoferowanie alternatywy dla kultury „always on” innych inteligentnych urządzeń. Zamiast tego urządzenie wykorzystuje delikatne wibracje do dostarczania kluczowych informacji.

Zamiast ekranu urządzenie ma wymienną tarczę z kamieni szlachetnych. Ta radykalna zmiana w designie to część spójnej wizji, która wyznacza nowy trend na to czym powinien być nowoczesny health tracker. NOWATCH został opracowany przez Hylke Muntinga i Timothée Manschot z Amsterdamu, we współpracy z marką Philips.

Hylke Muntinga wpadł na ten pomysł po zdiagnozowaniu u niego PXE, rzadkiej choroby genetycznej, która ostatecznie doprowadzi go do utraty wzroku.

Ideą przy projekcie urządzenia, było przerwanie cyklu nadmiernej stymulacji i niepokoju typowego dla inteligentnych urządzeń. Tym samym użytkownicy NOWATCH mogą "wycisnąć" z każdej chwili, jak najwięcej.

Photo by: nowatch.com
Photo by: nowatch.com

Napakowany technologią

Poprzez ciche przechwytywanie najważniejszych danych biologicznych NOWATCH jest sprytniejszy niż się Wam wydaje. Monitoruje nasz oddech, tętno, temperaturę ciała, ruch, natlenienie krwi, a także jej przewodnictwo elektryczne.

Tak, dobrze przeczytaliście. Nasza skóra jest wyznacznikiem naszego zdrowia wewnętrznego, dzięki reakcji skórno-galwanicznej. To z kolei pozwala na monitorowanie poziomu naszego stresu, pobudzenia lub stanu zrealaksowania. Dzięki aplikacji mobilnej NOWATCH pozwoli przywrócić nam równowagę i dobre samopoczucie w tej chwili i w każdej chwili, aby żyć pełniej.

Photo by: nowatch.com
Photo by: nowatch.com

Zmienny, jak ty!

Zamiast tradycyjnej tarczy zegarka, możemy cieszyć oko starożytnymi kamieniami szlachetnymi, które możemy zmieniać, podobnie jak eleganckie paski w wielu odmianach. Koszt? Obudowa ze stali nierdzewnej, włoska skóra ekologiczna oraz kamień (biały agat) to koszt około 447€. Dużo?

Pamiętajcie, że za minimalistycznym designem kryje się jednak najbardziej wyrafinowana biotechnologia, która cicho śledzi nasze zdrowie psychiczne i fizyczne. Dzięki aplikacji mamy również pogląd na informacje zwrotne w czasie rzeczywistym. Szukacie równowagi w swoim życiu? Być może NOWATCH jest właśnie dla Was.


Tak Na Eko, czyli pierwszy sklep 'less waste' w mieście!

Choć otwarcie miało miejsce już pod koniec 2021 roku, to dosłownie kilka miesięcy temu trafiliśmy na sklep Magdy (właścicielki), o którym wiedzieliśmy, że musimy Wam napisać. Zobaczcie, o co chodzi w Tak na Eko i dlaczego warto go odwiedzić?

Świadomość

Ta na pewno zwiększa się, a temat less waste dojrzewa w społeczeństwie. Na półkach Tak na Eko królują polskie naturalne kosmetyki pakowane w papier lub szkło. Znajdziecie tu środki czystości, które kupicie na wagę. Macie własne opakowanie? Dostaniecie rabat!

Zakupy w Tak Na Eko to świetny pomysł dla osób, które szukają sprawdzonych produktów w duchu less waste.

Nas osobiście urzekły gumki less waste, które swoje pierwsze życie zaliczyły, jako sukienki lub koszule oraz obrazy na plastrach drewna. Dodatkowo czekają na Was rewelacyjne gąbki marki ubo, eko sznurki oraz mnóstwo pięknych świec sojowych i nie tylko. Torba? W sklepie znajdziecie tzw. bumerangi, czyli torby, które zmieniają właścicieli oraz pojemnik na korek, który dostanie swoją drugą szansę.

Biżuteria eko? Proszę bardzo!

Myślicie, że nosi się tylko diamenty? Nie w eko świecie. Dla osób, które są fanami stylu less waste, Tak Na Eko oferuje biżuterię eko np. z papieru, eko materiałów lub w formie rękodzieła.

Eko to przede wszystkim natura!

Chyba to, co lubimy najbardziej, to naturalne produkty do pielęgnacji ciała. Po tym, jak użyjecie już swojej naturalnej gąbki, możecie wręcz przebierać spośród mydeł, olejków oraz balsamów do ciała.

Naturalne produkty do pielęgnacji ciała bazują na olejkach eterycznych, dlatego ich zapach jest tak bliski człowiekowi.

Koniecznie spróbujcie balsamu do ciała w formie pianki! W dotyku jest przyjemny i pachnie tak pięknie, że człowiek najchętniej by go zjadł. Zastosujcie go jednak na skórę, a ta z pewnością Wam za taki zabieg podziękuje.

Dlaczego Eko?

Oczywiście Tak Na Eko to również sklep internetowy, w którym znajdziemy większość produktów z dostawą do domu. Jeżeli jednak zastanawiacie się nad wizytą w Tak Na Eko na rzecz zakupów w internecie, to pamiętajcie o jednym. Na miejscu przywita Was niezwykle ciepły człowiek w postaci Magdy, która wszystkie produkty na swoich półkach zwyczajnie zna. Jest to nieoceniona wartość przy zakupach tego typu.

Sklep Tak Na Eko znajduje się tak naprawdę w centrum. Znajdziecie go przy ulicy Kazimierza Lisowskiego 18/1, czyli niemalże w rynku. Spodobał się Wam nasz edytorial? Udostępnijcie go, zajrzyjcie do Tak Na Eko i przekojcie się do #lesswaste sami.


Mazda MX-5 RF - Będziesz ją kochał na zawsze!

Zastanawialiście się kiedyś, czym jest pierwiastek szczęścia? Może się wydawać, że jest on związany z bogactwem. Drugie spektrum mówi o ekstremum pozbycia się wszystkiego na rzecz wewnętrznej nirvany. A ja, już kilka lat temu, znalazłem go. Ma dwoje drzwi, jest cholernie głośny i mówimy mu per 'Pani'. Mazda MX-5 to wyraz sportowej elegancji, ale przede wszystkim wielkiej radości w małym opakowaniu.

Nic 2 razy się nie zdarza?!

W ciągu roku testujemy wiele aut. Zazwyczaj są to nowe modele, którymi producent chce nas skłonić do wyboru konkretnej marki. Ale to właśnie Mazda MX-5 ND, która w teorii jest z nami od 2015 roku, skradła nasze serca. 8-latek w teorii, ponieważ na przestrzeni lat przechodziła drobne modernizacje. Najważniejsze, że jej duch pozostał. Jest to auto o tyle mi bliskie, że kupiłem je dla siebie… i to dwa razy, ale po kolei.

KODO w wersji XS

Dusza ruchu, tak określany jest język stylistyczny marki, który charakteryzuje się płynnymi liniami, napiętą sylwetką oraz pięknymi proporcjami. Choć moim zdaniem Mazda 3 prezentuje Design Language marki najlepiej, to jednak mały roadster obraca najwięcej głów. W świecie zdominowanym przez SUV’y, które jak się często okazuje, wcale praktyczne nie są, mała Miata jest czymś naprawdę wyjątkowym.

Nie ma schowka, osoby powyżej 180 cm będą czuli się w niej nieco gorzej, ale radość proszę Państwa, radość jazdy małym roadsterem typu targa, jest tu na pierwszym miejscu.

Pierwszy raz Mazdę MX-5 poprowadziłem w 2017 roku. Był to samochód, który przenosił mnie do krainy szczęśliwości za każdym razem. Auto tak inne od wszystkich, a zarazem tak banalnie proste. Bez żadnej logiki w zakupie, a byłem wtedy świeżo upieczonym ojcem, kupiłem model RF z 2-litrowym silnikiem o mocy 160 KM. Wtedy jeszcze za wspaniałą cenę 115 000 zł po rabacie z bardzo dobrym doposażeniem. Fotkę załączam poniżej.

Na czym pomagała miłość? Lekkość prowadzenia, wiatr we włosach w ciepłe dni, ale i w te chłodniejsze oraz błogie uczucie wolności, kiedy jadąc drogą ze Szklarskiej Poręby do Świeradowa, czujesz zapach lasu.

Moje zamiłowanie do motoryzacji z czasem pożegnało małego roadstera, a chęć podróżowania częściej z córką skierowała ku Alfie Romeo, ale…

https://open.spotify.com/track/42GIYw0Ho8aotAg8lX8plL?si=d592fd7792fe4e15

Taka miłość jest na zawsze!

Minęło 5 lat, a Mazda śniła mi się po nocach i to nie jest żart. Stwierdziłem, że tęsknie i choć prowadzenie MX-5 nie jest tak wyrafinowane, jak u ‚włoszki’ to jednak są rzeczy ważne i ważniejsze. Po prostu chciałem znowu poczuć się wolny, jakby wszystko było OK!

Jakby się uprzeć, to mamy do czynienia z 6 wersją modelu ND. Premierowa, następnie 30th Anniversary, kolejna to podniesiona moc również w modelach standardowych, następnie 100 rocznica marki, FL wprowadzający kilka istotnych zmian w środku. Najnowsza wersja z systemem KPC (kinetic posture centrol) to już prawdziwa magia, jeżeli chodzi o zachowanie się modelu w zakręcie.

The Drive

Model MX-5 nauczy Was wielu rzeczy o jeździe, ale i o życiu. Model, który kupiłem po raz drugi, to prawdopodobnie ostatni wypust serii ND. Tym razem wypasiony po dach. Dostęp bezkluczykowy, pakiet Recaro, fenomenalny lakier Soul Red Crystal oraz najnowsze systemy bezpieczeństwa sprawiły, że zakochałem się po raz drugi. Dlaczego?

Nie chodzi tu nawet o jakieś moje wrażenie, że coś jest lepiej zrobione. Po prostu znam ten model bardzo dobrze i wiem, gdzie inżynierowie Mazdy wprowadzili zmiany na przestrzeni lat.

Klimatyzacja działa lepiej, zamykanie drzwi jest zdecydowanie poprawione, skrzynia biegów po raz kolejny dopracowana, a układ napędowy o mocy 184 KM to bajka przy wadze oscylującej w granicach 1000 kg. System nagłośnieniowy Bose też gra tu wyraźnie lepiej. Pracuje w dwóch trybach, zmieniając EQ podczas rozkładania dachu.

The Bad

Nawet nie wiem, czy ten samochód ma wady. Może bardziej chodzi tu o kompromisy, ale chyba dopiero teraz rozumiem filozofię Mazdy. Po tylu poprawkach ekran oraz system infotainment jest praktycznie ten sam. Miałem cichą nadzieję, że Mazda wkomponuje przy ostatnim FL ekran z modelu 3. Taki zabieg znacząco odświeżyłby kokpit auta, ale może w MX-5 właśnie nieważne są piksele, tylko radość.

Druga sprawa to lakier i body. MX-5 jest malutka. A jej przepiękne linie i przetłoczenia to prawdziwa jatka dla ludzi, którzy lubią sobie przypie****** w czyjś samochód. Tym razem zabezpieczyłem auto całościowo folią PPF, co również wiąże się z dodatkowym wydatkiem. Cena też jest obecnie moim zdaniem troszeczkę za wysoka. Oczywiście podziękujmy za to geniuszom i Januszom globalnej i podwórkowej polityki, ale jednak jest drogo!

Musisz naprawdę kochać estetyzm i wolność, żeby za roadstera, który był symbolem budżetowego samochodu, zapłacić prawie 180 000 zł. Plusy? Wolni ludzie od zawsze mają pod górkę, więc wybierając MX’a, dołączasz do prawdziwej ‚elity’. Nie chodzi o status, a raczej o niszę. Po drugie ten konkretny model ma dużą szansę na utrzymywanie wartości + jest bardzo tani w utrzymaniu.

Przyszłość zapowiada się cool!

Jaka będzie kolejna MX-5? Dzięki Bogu będzie! A Mazda w kilku wypowiedziach uspokoiła fanów o jego kontynuacji. Na razie testowane są nowe jednostki napędowe w obecnym opakowaniu. Pojawiło się też wideo niczym future anime, zapowiadające bryłę nadchodzącego roadstera.

Osobiście trzymam kciuki za wersję RF, ponieważ od zawsze była dla mnie praktyczniejszy wyborem. Acha, dzieciaki i dziewczyny nadal obracają głowy podczas sekwencji składania i rozkładania dachu. No tutaj musicie przyznać, że człowiek może poczuć się cool na światłach. Poza tym model MX-5 od zawsze wzbudzał pozytywne emocje. Ciężko być odebranym w tym aucie, jako buras w sportowej furze, a to moi drodzy już jest Branding.


Od łączniczki do legendy kina. Kim była Audrey Hepburn?

Gdy jako noworodek zachorowała na koklusz, była bliska śmierci. Niespodziewany atak kaszlu sprawił, że jej kilkutygodniowe serce przestało bić. Życie uratowała jej własna matka. Arystokratka i baronowa Ella van Heemstra była przekonana o tym, że jej córka dokona w przyszłości czegoś ważnego.

Audrey Hepburn pojawiła się na Broadwayu niespodziewanie, jako nikomu nieznana dziewczyna. Po spektaklu ,,Gigi’’, w którym odegrała główną rolę, oczarowani krytycy byli niemal przekonani, że oto stoi przed nimi wschodząca gwiazda, o którą już za chwilę upomni się świat filmu. Tak też się stało, a kariera Hepburn przerosła jej własne oczekiwania. Sięgnęła po zaszczytny tytuł ,,Triple Crown of Acting’’, przyznawany za zdobycie trzech najbardziej prestiżowych nagród filmowych, do których zalicza się Oscar, Tony oraz Emmy. Audrey różniła się jednak od swoich hollywoodzkich koleżanek. W ferworze sławy i bogactwa, nie wyzbyła się pokory, której nauczyło ją życie. Wiedziała bowiem, czym jest cierpienie ich choć wiele razy spojrzała w oczy najszczerszemu złu, nigdy nie zwątpiła w siłę dobra.

Nieśmiała i cicha od dziecka

Jako dziecko była dość nieśmiała i cicha. Lubiła swoje własne towarzystwo, a samotność traktowała jako dobrą przyjaciółkę, pomocną w ucieczce przed domowymi awanturami, prowokowanymi zazwyczaj przez ojca – bankiera Johna Victora Rustona – sympatyka ruchu sir Oswalda Mosleya, znanego z przywództwa nowej Brytyjskiej Unii Faszystów. Co ciekawe, Audrey Hepburn do końca życia stroniła od rozmów na temat ojca, który porzucił rodzinę, gdy miała zaledwie sześć lat. Odnalazła go jednak po dwudziestu pięciu latach przy pomocy Czerwonego Krzyża. Ruston ukrywał się, rzekomo nie chcąc zaszkodzić karierze sławnej córki. Niemniej kontrowersji wzbudzało także powojenne śledztwo w sprawie matki Audrey, która w przededniu wojny – i o wiele później – nie ukrywała swoich proniemieckich poglądów i zamiłowania do Adolfa Hitlera.

Hepburn żywiła niechęć do swoich rodziców i nie mogła pogodzić się z życiowymi wyborami, których dokonali.

Jako dziesięciolatka – marząca o karierze primabaleriny – wraz z braćmi wyemigrowała z zaangażowanej w wojnę Anglii do Holandii, gdzie zamieszkała u babci. Jak się jednak okazało, to właśnie Holandia wywarła olbrzymie piętno na jej kształtującej się psychice. W wyniku rozstrzelania straciła wujka, a tuż później przyrodniego brata, zesłanego do obozu pracy.

Aby przeżyć, jadła jedzenie dla psów, a paczki papierosów wymieniała na penicylinę dla chorej mamy. Dorabiała jako baletnica, a zarobionymi pieniędzmi dzieliła się z ruchem oporu, do którego należała jako łączniczka.

Nie była to jednak jedyna forma pomocy, na jaką się zdobyła. W trakcie Bitwy pod Arnhem – jako szpitalna wolontariuszka – pomogła wrócić do zdrowia jednemu z rannych spadochroniarzy. Po dwudziestu latach spotkała go ponownie. Terence Young nie był już jednak związany z wojskiem, a ze światem filmu. Hepburn zgodziła się przyjąć główną rolę w reżyserowanej przez niego produkcji o tytule ,,Doczekać zmroku’’.

Audrey Hepburn i Anna Frank – bliźniacze dusze!

Nastoletnia Audrey – ważąca zaledwie czterdzieści kilogramów przy wzroście 169 cm – dzień w dzień obserwowała pokłosie hitlerowskiego bestialstwa. Zamarzający na ulicach ludzie, wszechobecny głód, pogrom Żydów i ulotność ludzkiego życia wyniszczały jej dziecięcą niewinność. Anemia, postępującą astma, żółtaczka i uporczywe obrzęki kończyn – przyczyniały się do pogłębionego poczucia bezradności względem losów wojny. Przyszła ikona kina nie zdawała sobie sprawy, że zaledwie 60 mil dalej żyje dziewczyna równie osamotniona, smutna i bezradna. Anna Frank – niemiecka Żydówka – przez dwa lata przelewała swoje emocje do dzienniczka. Lata później miał stać się bestsellerem na skalę światową i jednym z najcenniejszych świadectw okrucieństwa wojny.

Prześladowana własnymi wspomnieniami Hepburn zapoznała się po wojnie z treścią rękopisu ,,Dziennika Anny Frank’’, co okazało się doświadczeniem niemal druzgocącym. Zdania nakreślone przez Annę były lustrem jej własnych uczuć, refleksji i przeżyć. Dziennik znała niemal na pamięć, a piętnastoletnią Żydówkę do końca życia traktowała jako bratnią duszę i tragicznie zmarłą siostrę. Po latach uparcie odrzucała propozycje związane z zagraniem Anny Frank. Tłumaczyła, że rola ta przygniotłaby ją psychicznie i emocjonalnie. Zaangażowana w działalność UNICEF zgodziła się jednak na udział w koncercie słowno-muzycznym, zainspirowanym słowami Anny Frank, z którego dochód przeznaczony został na szczytne cele.

Wielka skromność - wielkiej aktorki

Audrey Hepburn żyła właśnie dla szczytnych celów. Majestatyczną statuetkę Oscara ustawiła między figurkami we własnym domu, pozwalając jej się kurzyć. Żadna rola nie była dla niej na tyle istotna, co działalność charytatywna. Nigdy nie stała się jedną z kapryśnych gwiazd. Nawet po tym, gdy Givenchy zadedykował jej – i tylko jej! – zapach ,,L’Interdit’’. Gdy jej rola w filmie ,,Wojna i pokój’’ wyceniona została na 350 tysięcy dolarów, oświadczyła z przerażeniem: ,,Nie jestem tyle warta. To niemożliwe".

Dramatyczne doświadczenia związane z wojną wznieciły w niej chęć pomocy. Choć ukazała się światu na szklanym ekranie, dziś możemy pamiętać ją przede wszystkim jako działaczkę i ambasadorkę UNICEF.

Odwiedziła Bangladesz, Amerykę Południową, Somalię i Afrykę. Wiedziała, czym jest głód, przez co wygłaszane przez nią apele o pomoc nasiąknięte były subiektywnym bólem. Choć wielu postrzegało pomoc Hepburn za fałszywą, ona związała się z działalnością charytatywną na wiele lat. Miłość, którą darowała, wróciła do niej jak bumerang. W trakcie pracy poznała Roberta Woldersa – dobrego przyjaciela i przyszłego męża, u boku którego spędziła dwanaście najszczęśliwszych lat życia. To z nim odbyła ostatnią podróż do Somalii. Cierpiała wtedy na raka jelit, z powodu którego zmuszona była przerwać wszelkie aktywności. Zmarła w wieku 63 lat.

Życie Audrey Hepburn zatoczyło krąg. Przeżyła drugą wojnę światową, a później na wiele lat zapadła w amerykański, cudowny sen, przerywany od czasu do czasu urywkami z traumatycznej przeszłości. Wojna dopadła ją jednak na nowo, mimo stabilnego i szczęśliwego życia. Gdy w trakcie somalijskiej podróży ponownie zetknęła się z tragedią głodu i paskudną naturą człowieka, której nie potrafiła wytłumaczyć i jej udźwignąć, rozwijający się w jej ciele rak przyspieszył. Zmarła po czterech miesiącach od powrotu z misji.

Rooney Mara w roli Audrey Hepburn

Wraz z początkiem 2023 roku media obiegła wiadomość o filmowej biografii poświęconej Audrey Hepburn. Choć – póki co – wiemy naprawdę niewiele, już teraz można spodziewać się wyjątkowego obrazu poświęconego jednej z największych legend kina. Produkcję wyreżyseruje Luca Guadagnino, nominowany do Oscara za ,,Tamte dni i noce’’, nagrodzony na festiwalu w Wenecji za ,,Do ostatniej kości’’. Główna rola w filmie przypadła z kolei nominowanej do Oscara za rolę w ,,Carol’’ oraz w ,,Dziewczynie z tatuażem’’ Rooney Marze, będącej jednocześnie współproducentką projektu realizowanego przez Apple Studios. Zgodnie z doniesieniami ze świata filmu wiemy, że praca nad filmem ruszyła już pełną parą.

Choć o Audrey Hepburn powiedziano już wiele, mamy nadzieję, że obraz wykreowany przez Guadagnino i Marę ukaże nam ją na nowo – nie tylko jako naśladowaną do dziś legendę kina, ale przede wszystkim kobietę wyczuloną na krzywdę drugiego człowieka. W dobie clickbaitów, szerzącej się znieczulicy i pustych wzorców przypomnienie o ludziach takich jak ona staje się nadzieją na przewartościowanie dotychczasowych działań, bo jak powiedziała kiedyś Audrey: „Żeby mieć piękne oczy, szukaj dobra w oczach innych. Żeby mieć piękne usta, wymawiaj tylko piękne słowa. I by zachować równowagę, idź naprzód w pewności, że nigdy nie jesteś sam”.

Autor: Aleksandra Kucza


Design ARQ - Paper Art by Marlena Stawarz

Tym razem chcielibyśmy przedstawić Wam sylwetkę artystki, która urzekła nas połączeniem sztuki spod szyldu Paper Art oraz Digital. Kto z nas nie pamięta dziecinnych wycinanek oraz pierwszej obsługi nożyczek?

Marlena Stawarz to artystka, która poszła nie tylko o krok dalej, ale wyraźnie wybiegła w swojej dziedzinie naprzód. Jej prace potrafią zaskoczyć niejedno oko, a wszystko, co znajdziecie na jej profilu, stworzyła ręcznie i głównie z papieru.

P jak "Przestrzeń"

Skąd w ogóle ten papier? Tak naprawdę jej prace to nie płaskie kartki papieru, ale bryła i zabawa w przestrzeni. Światło, cień, kontrasty, linie - to wszystko jest u podstaw eksperymentów, a ostatecznie stylu, który nas urzekł. Widać w nim fascynację geometrią, różnymi teksturami oraz kolorami.

Od dziecka lubiłam dwie rzeczy: rysowanie i matematykę, więc pierwszym naturalnym wyborem łączącym te zainteresowania była ARCHITEKTURA.

Już w liceum uczyła się rysunku architektonicznego, rozumienia perspektywy, ale też tego, że studia architektoniczne to nie jest do końca to, czego szuka.

Poszukiwanie większej swobody twórczej zaprowadził ją na studia projektowania mody. To było super przygodą, która przerodziła się w pierwsze doświadczenia zawodowe. Po przeprowadzce do Warszawy pracowała jako asystentka Macieja Zienia i duetu Bohoboco.

Jak twierdzi, praca w modzie to praca w biznesie i to właśnie na tym etapie zrozumiała, że musi znaleźć dziedzinę, w której praca kreatywna stanowi trzon pracy i taką, w której może odpowiadać za projekt od początku do końca. Tą dziedziną okazała się Grafika.

G jak "Grafika"

Następnie przyszedł czas na studiowanie grafiki. Warto zaznaczyć, że Marlena wiele lat była związana zawodowo z wytwórnią fonograficzną Universal Music Polska, gdzie stworzyła dziesiątki, jak nie setki okładek muzycznych.

Eksperymentując z grafiką, wracała do analogowych technik, do papieru i wycinania. Przełomowym momentem był projekt z serii #36daysoftype, podczas którego codziennie tworzyła typograficzne kompozycje z papieru. Brak z góry ustalonych założeń spowodował, że zaczęły się eksperymenty. Projekty z tej serii znajdziecie na Instagramie Marleny.

Nie ukrywamy, że naszą ulubioną serią są minimalistyczne plakaty spod szyldu "Elements". Marlena stworzyłam m.in przestrzenne interpretacje Powietrza, Ziemi, Wody, Kosmosu i Natury. Każda z prac została sfotografowana w taki sposób, aby podkreślić różnorodność struktur i kolorów papierów użytych do jej stworzenia.

Papier jest wymagający, często nie wybacza błędów. Jeśli mam jakiś pomysł to muszę przeanalizować i wybiec w przód jak może zachować się dany papier, czy ma odpowiednią gramaturę, kolor i teksturę do osiągnięcia zamierzonego efektu.

Marlena przyznaje, że na co dzień ma wokół siebie stosy papierów, które testuje. Od czerpanych, po bawełniane z długimi włóknami, a także metaliczne, barwione w masie czy powlekane różnymi kolorami z obu stron. Każdy z nich pozwala na osiągnięcie innych efektów.

Aktualnie działa dwutorowo, tworząc ilustracje komercyjne na zlecenie oraz własne projekty, które możecie znaleźć na jej stronie. Na swoim koncie ma już współprace m.in z: VOGUE ITALIA, UNIVERSAL MUSIC, SONY MUSIC, WIRTUALNA POLSKA, TEATR POWSZECHNY, PLAY, KGHM, PURO HOTELS, STARY BROWAR, MEDICOVER.

Osobiście mamy nadzieję, że najlepsze projekty dopiero przed Marleną! Was zapraszamy do zaobserwowania jej profilu na Instagramie oraz odwiedzenia sklepu internetowego, gdzie możecie kupić jej pracę w różnych formatach.

Profil Instagram
Shop.marlenastawarz.com


Islandia Magazyn Elfy The ARQ

Hidden, czyli ukryci ludzie zwani elfami. Czy naprawdę istnieją?

Islandia Magazyn Elfy The ARQ

Jedna z wielu islandzkich legend głosi, że pewnego razu Ewa – żona Adama – przygotowywała się na odwiedziny Boga w raju. Nie zdążyła jednak umyć i przygotować swoich dzieci na spotkanie ze stwórcą, dlatego postanowiła szybko ukryć potomstwo. Złudne okazały się jednak jej nadzieje, ponieważ Bóg szybko przyłapał ją na kłamstwie. ,,Co człowiek ukrywa przed Bogiem, Bóg ukryje przed człowiekiem’’ - przemówił. Właśnie w ten sposób miały powstać elfy, które do dziś żyją w ukryciu i same wybierają tych, którym się ukażą. Co więcej – posiadają nawet swoją stolicę!

Islandzkie elfy – skąd się wzięły?

Każdy z nas słyszał o wywodzących się z mitologii germańskiej elfach. Postać ta – od lat inspirująca pisarzy, reżyserów lub twórców gier komputerowych – na początku znana była jako bożek natury i płodności, a dopiero później jako niewielki chochlik ze spiczastymi uszami. Jeśli jednak myślicie, że właśnie w takie elfy wierzy się na Islandii, mylicie się.

Islandczycy twierdzą, że ,,ukryci ludzie’’ to – jak sama nazwa mówi – ludzie, ale różniący się od zwykłego zjadacza chleba wyglądem – są o wiele szczuplejsi, wyżsi i atrakcyjniejsi.

Bywa również tak, że elf opisywany jest jako uśmiechnięta, długobroda postać ze spiczastą czapką na głowie. Pierwsze dowody potwierdzające elfi rysopis pojawiły się już w IX wieku w ,,Eddzie poetyckiej’’ – a więc najbardziej wiekowym zabytku islandzkiego piśmiennictwa – jak również w mitologii nordyckiej.

Photo by: RedCharlie
Photo by: Joshua Sortino

Czy Islandczycy naprawdę wierzą w elfy?

Islandia to kraj z najdłużej istniejącym parlamentem na świecie, liczbą owiec dwukrotnie większą od liczby mieszkańców oraz jednym z najtrudniejszych i zarazem najstarszych języków na naszym globie. Językiem znanym jeszcze za czasów Wikingów, czyli około tysiąca lat temu. Oprócz tego, Islandia jest krajem w którym nie spotkacie tradycyjnych nazw dni tygodnia, bowiem wszystkie te określenia zaczerpnięte są ze starożytnej mitologii nordyckiej i nawiązują do bogów – Tyr, Odin, czy też Thor y Frey.

Ciekawostką wartą odnotowania są dane personalne Islandczyków, których nazwiska tworzone są z imienia ojca i końcówki ,,son’’ lub ,,dóttir’’ – w zależności od płci dziecka.

Kraj słynący z zorzy polarnej, gorących źródeł, przepięknych krajobrazów, trzynastu Świętych Mikołajów i Prince Polo wręcz opływa w kulturowe ciekawostki, spośród których wyłania się jedna, uważana za najbardziej ekscentryczną, tajemniczą i… skuteczną turystycznie. Mowa o elfach, nazywanych ,,ukrytymi ludźmi’’.

Czy Islandczycy w nie wierzą? W tej kwestii zdania są mocno podzielone. Jedni uważają elfy i inne – wyciągnięte wprost z fantastyki – stworzenia za bajkę. Inni twierdzą, że istoty te istnieją naprawdę, czego dowodzi fakt, że w 2014 roku, w trakcie budowy drogi łączącej Reykjavik z półwyspem Alftanes, zmodyfikowano plan budowy tak, aby nie kolidował z życiem ukrytych ludzi, którym nie wolno zakłócać spokojnego życia. Dlaczego? Wielu Islandczyków wierzy, że takie działanie mogłoby sprowadzić na kraj – lub dany region – falę nieszczęść.

Photo by: Mark Olsen

Choć lata 70. ubiegłego wieku dawno za nami, warto wspomnieć o uczonych z Uniwersytetu Islandzkiego, którzy w tamtym czasie podjęli się przebadania islandzkiego społeczeństwa w kwestii wiary w elfy. Jak się okazało, aż 65% ankietowanych uznawało istnienie mitycznych stworzeń za fakt, a 5% przyznało nawet, że miało z nimi rzeczywisty kontakt.

Najnowsze badania Prósent z 2022 roku dowodzą jednak, że wiara w elfy na Islandii spadła, ale wciąż istnieje i ma się całkiem dobrze. Elfy – zazwyczaj – utożsamiane są z powodzeniem i dobrem, czego dowodzą słowa badacza folkloru, prof. Terry’ego Gunnell’a: ,,Nawet jeśli ludzie w nie nie wierzą, elfy pomagają chronić naszą planetę’’.

Jadę na Islandię – gdzie powinienem szukać elfów?

Jeśli czytając o elfach uśmiechacie się pod nosem twierdząc, że to bujda, nie zapominajcie o smoku Wawelskim i szewczyku Dratewce. Legenda ta towarzyszy większości z nas od wczesnego dzieciństwa. Chociaż możemy wątpić w jej autentyczność, jedno jest pewne – smok to nieodłączny element Zamku Wawelskiego. Zabytku stanowiącego jedną z najważniejszych i najbardziej lubianych atrakcji w Krakowie. Stwór co prawda nie jest prawdziwy, ale przynajmniej wiemy, gdzie go szukać. A gdzie powinniśmy szukać elfich śladów?

Islandia to kraj, w którym opowiada się o elfach tak, jak w Polsce o smoku i mężnym szewczyku. Dziadkowie lub rodzice przekazują wiedzę najmłodszym i wskazują miejsca, które prawdopodobnie zamieszkiwane są przez te piękne, mityczne stworzenia. Islandia obfituje w kamienny krajobraz i to właśnie tam, w szczelinach skał, mieszkają elfy. Naiwnym jest jednak ten, kto uważa, że spotka je bez ani odrobiny trudu. Istoty same wybierają, komu chcą się ukazać. Statystykach podpowiadają, że "Ukryci" kierują się ogromnymi wymaganiami i trudno trafić w ich gust – ale próbować przecież zawsze warto!

Photo by: Mariusz Walczuk

Inną opcją dla turystów zainteresowanych poszukiwaniem odrobiny bajkowej magii jest oczywiście ogród botaniczny w Hafnarfjörður, traktowany jako elfią stolicę. Miejsce to warto odwiedzić nie tylko ze względu na potencjalne spotkanie z istotami ze świata mitologii, ale również z uwagi na bogatą florę. Chętnie podziwianą nie tylko przez miejscowych mieszkańców, ale i turystów z całego świata.

Bez względu na to, czy wierzycie w opowieści o elfach, czy też nie, bez wątpienia zapamiętacie Islandię. To kraj, w którym ewidentnie zaklęto pewien rodzaj magii.

Autor: Aleksandra Kucza


RemaDays 2023 - 6 marek, które zwróciły naszą uwagę!

Tak, byliśmy tam! RemaDays 2023 to w duuużym skrócie targi reklamy, które odbywają się w PtakExpo w Warszawie. Raz na jakiś czas, niestety nie co roku, zaglądamy tam. Tym razem wybraliśmy dla Was 6 najciekawszych marek, które zwróciły naszą uwagę.

1. Miwoodo - Z miłości do drewna!

To po prostu tworzone z pasją drewniane kartki okolicznościowe, drewniane plakaty i nie tylko. Projekt @miwoodo (czyt. miłudo) powstał z miłości do drewna, aby nadać prostym gestom życzliwości oryginalną formę i trwałość. Trzon marki #miłudo tworzy młode małżeństwo z Wrocławia z ekipą dwóch małych łobuziaków. Drewniane produkty tworzą tak, aby były nietuzinkowe. Nas urzekła ich prostota oraz wykonanie. Warto również wspomnieć o technologii AR, która pozwala dołączyć do produktu film z życzeniami. Brawo za pomysł!

Dowiedz się więcej o Miwoodo!

2. BagStreetBox - Karton oryginalny

Kto by pomyślał, że naszą uwagę przykuje karton. A jednak! Najprostsze pomysły są najlepsze. Torba tekturowa od BagStreetBox to przyjazny środowisku gadżet, posiadający solidną formę i możliwość wysokiej jakości zadruk.

W sieci dowiemy się, że chwytliwą nazwą marki stoi Paweł, który od dziecka lubił wyżywać się artystycznie na różnych polach i zawsze starał się dojść do wszystkiego sam. BagStreetBox to również pudełka i różne formy więc koniecznie sprawdźcie ich ofertę.

Dowiedz się więcej o BagStreetBox!

3. Adsystem - reklamy nie z tej ziemi!

Na zrobienie dobrego pierwszego wrażenia masz tylko kilka sekund. Taki komunikat znajdziemy na stronie marki, która pod względem prezentacji stoiska zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie. Jeden z najpopularniejszych produktów to Quick Frame (kaseton podświetlany), który przypomina roll up... tylko, że zamknięty w aluminiowej ramie. Jakość wydruku oraz wykonania była na bardzo wysokim poziomie, biorąc pod uwagę ofertę konkurencji.

Co więcej, duży plus za marki za spójną komunikację wizualną. Nie tylko na targach, ale i na stronie. Ciekawostką (przynajmniej dla nas) był również podświetlany kaseton, który nie wymagał przewodów, ponieważ miał możliwość ładowania baterii. Całość była ukryta w podstawie konstrukcji.

Dowiedz się więcej o adsystem!

4. Grupa Solaron - Metal Craft

Kiedyś to było. Naszywki, odznaki sprawiały, że byłeś cool na dzielni. Wyobraźcie sobie naszą radochę, kiedy trafiliśmy na stoisko Solaron - metal craft. Firma Solaron to wykonawca odznak, medali, coinów, pinsów, a także szeroko rozumianej metaloplastyki. Na stoisku mogliśmy podziwiać cały wachlarz produktów i tu naprawdę wielkie brawa za craft. Wykonanie nawet najmniejszych odznak było na najwyższym poziomie.

Dowiedz się więcej o Solaron!

5. Tipu - "Rosnące" gadżety!

Gadżety Tipu nie dają o sobie łatwo zapomnieć. Cieszą, angażują i budzą dobre emocje. Na ich stoisku mogliśmy znaleźć rosnące upominki, gotowe roślinki oraz różnorodne pomysły na to, jak w reklamie być eko.

Miłym zaskoczeniem były również przykłady realizacji marek z naszego zielonogórskiego podwórka. W ofercie Tipu znajdziecie również gotowe boxy upominkowe, gadżety wellness oraz aromatyczne kawy, herbaty i słodycze. Wszystko z możliwością personalizacji.

Dowiedz się więcej o Tipu!

6. Art-Papier - Magia!

Na koniec naszego zestawienia chcieliśmy przybliżyć Wam markę Art-Papier. AP to czerpalnia papieru, która podczas targów prezentowała, jak powstaje naturalna kartka papieru czerpanego. Papier czerpany można również zadrukować w pełnym kolorze, wyczarowując z niego oryginalne i ekologiczne gadżety: ulotki, bony rabatowe, wizytówki, metki, winietki, zaproszenia. Na czym polega magia? Celuloza.

Koperta lub ręcznie czerpana kartka papieru z nasionami może zacząć kiełkować lub zamienić się w roślinkę. Jest to idealne rozwiązanie dla kampanii zero waste lub eko.

Dowiedz się więcej o Art-Papier!

Jedno jest pewne - świat się zmienia, a z nim... reklama. Oczywiście formy cyfrowe oraz te z wykorzystaniem nowoczesnych technologii rozwijają się szybciej, aczkolwiek te klasyczne nadal są z nami. Mamy nadzieję, że wybrane marki zainspirowały Was na tyle, żeby w końcu wybrać się na targi RemaDays. A tymczasem... do następnego!


AGD inspirowane architekturą Gaudiego? Zobaczcie, jak Marcus Byrne stworzył je przy pomocy AI!

nie,wię

Zastanawialiście się kiedyś, jak piękne byłyby akcesoria użytku domowego, gdyby ich design był inspirowany 'największymi tego świata'? Dokładnie na taki pomysł wpadł Marcus Byrne. Irlandzki artysta, grafik oraz visual storyteller, który na nowo wyobraża sobie przedmioty domowego użytku, czerpiąc z niezwykłych projektów Antoniego Gaudiego.

Antoni Plàcid Guillem Gaudí był katalońskim architektem i inżynierem secesyjnym słynącym z wyjątkowych projektów architektonicznych. Do jego największych dzieł możemy zaliczyć bazylikę Sagrada Familia, Casa Vicens, Park Güell lub Casa Batlló. Czym charakteryzował się jego styl? Był bardzo rzeźbiarski oraz secesyjny. Wykorzystywał łuki paraboliczne, fantastyczne formy i zawiłe desenie oraz organiczne kształty podpatrywane w przyrodzie. Gaudí nawiązywał niekiedy do płynności podwodnego świata. Dziś, uważany za prekursora architektury biomorficznej.

Gaudí na blacie w kuchni.

Teraz wyobraźcie sobie toster, suszarkę do włosów lub ekspres do kawy, który zawiera core sztuki architektonicznej Gaudiego. Czy nie byłby to piękny widok? Projekty Marcus'a wspomogła sztuczna inteligencja oraz Photoshop, dlatego efekt finalny może naprawdę zaskoczyć. Co o całym procesie mówi sam Marcus?

"Nie czuję się komfortowo nazywając gadżety Gaudiego wyłącznie moim dziełem. Są to abstrakcyjne idee, do których użyłem sztucznej inteligencji, aby je ożywić. AI to ogromna, destrukcyjna siła. Nie wierzę, że maszyny mogą faktycznie tworzyć sztukę. Są karmione miliardami obrazów artystycznych bez uznania i rekompensaty."

Wygenerowane obrazy charakteryzują organiczne linie, żywe kolory i bardzo ciekawa konstrukcja. Nie trudno sobie wyobrazić, że stojąc na półce sklepowej, zwróciłyby nie jedno oko. Pytanie brzmi, czy projekty tego typu to nowy rodzaj manipulacji, sztuka, czy może zagrożenie dla kreatywności? Biorąc pod uwagę, jak potężnym narzędziem staje się sztuczna inteligencja, warto zastanowić się gdzie kończy się nasza wyobraźnia i kreatywność, a zaczyna napompowany plagiat.

Sztuczna inteligencja bazuje na tzw. Body of text, czyli ogromnej bazie danych. Potrafi tworzyć niezwykłe obrazy w kilka sekund, pisać eseje, tworzyć teksty reklamowe, a nawet sama je oceniać. Ciekawe? Dajcie nam znać, jakie jest Wasze zdanie i koniecznie zobaczcie pozostałe prace Marcus'a.

marcusbyrne.com
Instagram profile