YAYA RAMEN – Sprawdzamy ramen place w Zielonej Górze!

The Temple of Great Noodles – właśnie takie hasło widnieje na szybach YAYA RAMEN w Zielonej Górze. Przy ulicy Mariackiej 5 otworzył się właśnie pierwszy ramen place w Zielonej Górze. Hmmm… na pewno pierwszy?

Nie jest to jedyne miejsce na mieście, gdzie w menu widnieje ramen, ale załodze trzeba oddać jedno… W YAYA chodzi głównie o ramen i kulturę wokół niego! Tak więc poprzeczka została zawieszona właśnie bardzo wysoko. Zapraszamy do relacji z otwarcia!

Smacznie i z YAY’em!

Nazwa tylko z pozoru brzmi japońsko, ponieważ w zamyśle odnosi się do jajka, które zdobi prawie każdy ramen na świecie. Pomysł na nazwę wziął się z hasła, które zostało wypracowane podczas tworzenia wizerunku marki. „Smacznie i z jajem!

Jednak to nie jajko jest w oficjalnym znaku, a ucieszony kicur. Na stronie yayaramen.pl możemy doczytać, że można się w nim doszukać inspiracji w Maneki Neko, czyli japońskim symbolu szczęścia i dobrobytu, ale Hakai (to jego imię), jest po prostu maskotką lokalu, która towarzyszy nam od samego wejścia.

Wchodzimy do środka!

YAYA RAMEN to świątynia wszystkich, którzy kochają ramen. Nowy lokal znajduje się w samym sercu Zielonej Góry, a wnętrze jest dokładnie takie, jakie sobie wyobrażaliśmy. Jest w pewnym sensie surowo, kolorowo, a jednak nowocześnie i młodzieżowo. Nawet jeżeli są śladowe ilości japońskiego kiczu, to dokładnie jest to kicz, który powinien znaleźć się w każdej miejscówce z ramenem.

Na wejściu wita nas uderzający czerwony neon i dobra nuta, czyli już jest dobrze. Drewniane stoły, ciekawe siedziska i dużo japońskiej kultury!

Na ścianach jest beton, minimalistyczne plakaty, neony i oczywiście wspomniany kicur. Śmieje się do nas z kilku stron i przyozdabia outfity pracowników. Nieco dalej po lewej stronie znajdziecie dużą ilustrację prosto z japońskiego komiksu, która namalowana jest odręcznie. Szacuneczek!

W głębi lokalu znajduje się pół otwarta kuchnia, w której jest gwarno i gorąco. Od momentu otwarcia (13:00) było tu naprawdę gorąco i na szczęście po naszym wejściu zwolnił się stolik. Warto podkreślić, że YAYA RAMEN dawkował w social mediach informacje na temat menu, wystroju wnętrz i wydaje nam się, że ten zabieg wyszedł na plus. Dlaczego? Ponieważ pierwsi goście stawali w progu w lekkim szoku widząc odjechane wnętrze YAYA po raz pierwszy. Można więc bez social mediowego hype’u!

Let’s eat!

Podobnie było z menu. Instagram i profil na Facebook’u zdradzał tylko szczątkowe informacje na temat tego, co znajdzie się w karcie. No więc tak… oczywiście są rameny, są startery i fryty z wkładem. Najs! Jeżeli coś z japońskiej kuchni jest dla Was niezrozumiałe, to nie przejmujcie się. Menu ma sekcję „CO YAY’EM?” gdzie wszystko, co niejasne, staje się jasne!

W przystawkach znajdziecie smażone tofu, chrupiące grzybki, papryczki padron oraz ciekawą i orzeźwiającą sałatkę z ogórków i wodorostów wakame

Druga sekcja to fryty z wkładem. Posiłek idealny po ciężkim treningu! Dlaczego? Chodzi o to, że dostajemy tu michę pysznego i komfortowego żarełka. Do wyboru z wołowiną soboro, sojowym mielonym (vege) oraz płatkami katsuobushi, czyli tuńczykiem.

Przyszliście na ramen? Czeka na Was Chintan, Paitan oraz opcje Vege. U nas wybór padł na kremowy wywar wieprzowo-wołowy (PAITAN) o nazwie Tantanmen i był to strzał w dziesiątkę! W składzie pasta z sezamu, miso i orzechów arachidowych, olej – rayu, chutney z czerwonej cebuli, soboro wołowe, pak choi, kiełki no i jajo!

Tantanmen od YAYA RAMEN smakuje rewelacyjnie. W sumie to była to chyba najlepsza zupa, jaką zjedliśmy w życiu

Mocno pikantny, kremowy i bardzo syty. Cena to 46 zł. Już po ramenie byliśmy dopchani, ale dziennikarski obowiązek wymusił na nas jeszcze deser w postaci MOCHI MANGO – MARAKUJA. Do tego stestowaliśmy jeszcze Butterfly Ice Tea, Matcha Iced Latte i filiżankę kawy po turecku.

Praktycznie wszystko było ideolo! Deser przepyszny, nie za słodki i orzeźwiający. Kawa po wietnamsku podawana z zagęszczonym mlekiem musi się przy nas zaparzyć, ale do jedna z naszych ulubionych opcji przyjmowania kofeiny. Do tej pory mogliśmy jej spróbować we Wrocławiu. Po dodaniu mleczka pijemy słodką i aromatyczną kawę, chyba że wolicie osobno – jak my!

Matcha Iced Latte – przepyszne! Dostajemy szklankę orzeźwiającej matchy z pianką, naprawdę bomba. Jedyne zastrzeżenie mamy do Butterfly Ice Tea, ponieważ tak naprawdę jest bardzo delikatna. Nie jest to jakiś wyraźny napój, który zmbombardował nas smakiem, ale… bierzemy pod uwagę, że odwiedziliśmy lokal na samo otwarcie, więc może to jeszcze kwestia dogrania? W smaku przypomina napar z polskiego mleczyka z cytrusami, więc taka orzeźwiająca i lekko słodka lemoniadka.

Podsumowanie YAYA!

Ogólnie YAYA RAMEN zapowiada się wyśmienicie. Ramen, jako danie samo w sobie, budzi emocje, chociażby dlatego, że jest jedną z najlepszych opcji na comfort food. Jemy jedną, solidną michę pysznych składników i już jesteśmy szczęśliwi. Jeżeli YAYA RAMEN nie osiądzie na laurach, to z pewnością będzie nas zaskakiwał nowościami.

Co nam się podobało najbardziej? Wnętrze, luźna i sympatyczna obsługa, pyszne jedzenie i dużo nowości, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Osobiście wrócimy jeszcze, aby sprawdzić menu z Sake, Umeshu, a także oryginalne herbaty i pozostałe przystawki. Było smacznie… i z jajem!