The Witcher Sezon 3 – Dlaczego Henry Cavill musi odejść?

photo credit: Netflix

Chcielibyśmy, aby ten artykuł był wstępem do dyskusji na temat tego, dlaczego po raz kolejny coś, co zapowiadało się tak pięknie, musiało się skończyć. Obejrzeliśmy właśnie pierwszą część (5 odcinków) III sezonu Wiedźmina na Netflixie i niestety nie mamy dla Was dobrych wieści. Czy jest aż tak tragicznie?

Chaos!

Nie tylko historia o Białym Wilku jest pełna magii, potworów oraz chaosu. Mamy wrażenie, że ostatnie kilka miesięcy, a w szczególności zawirowania wokół Henry’ego Cavilla, osiągnęły poziom wspomnianego wyżej chaosu.

Henry powraca jako Wiedźmin w sezonie III, choć jak wszyscy wiemy, sezon II został bardzo słabo odebrany nie tylko przez widzów, ale również przez tytułowego Wiedźmina. Odstępstwa od książek, a także unowocześnianie opowieści na siłę, doprowadziło do ostatecznej decyzji o odejściu aktora.

Oczywiście możemy tylko domyślać się, co ostatecznie skłoniło Cavilla do porzucenia jego drugiej najważniejszej roli w życiu. Numerem jeden jeszcze do niedawna była rola Supermana, ale tu, jak wiemy, też poszło coś nie tak.

Wiedźmin zapowiadał się naprawdę nieźle, a pierwszy sezon pomimo skoków pomiędzy opowiadaniami miał jednak swój klimat. Był mroczny, słowiański, miał świetną muzykę, a sam aktor dbał o ekranizację wielu szczegółów z książek. Niestety decyzja zapadła, a sezon trzeci jest ostatnim, w którym Henry Cavill odegra legendarnego Geralta. Jaki jest do tej pory?

photo credit: Netflix
photo credit: Netflix
photo credit: Netflix

Sezon III… no niech leci!

Już w drugim sezonie przestało być mrocznie. Ciri stała się wiedźminką w kilka minut, omijając przeszkody dzięki 'Bullet Time’, a cały czar fascynacji książką jakby prysł.

Muzyki, która przyprawiała o gęsią skórkę, nie ma, kolorki są, ale już nasycone, a wszystko dopełnia wpychany na siłę musical. Podobno już scenariusz drugiego sezonu przesądził o odejściu aktora wcielającego się w rolę Geralta z Rivii. Smutne, ale prawdziwe.

Sezon trzeci został podzielony na dwie części, a pierwsza z nich miała premierę z końcem czerwca. Niestety jest on bolesny w odbiorze z kilku względów.

Po pierwsze nadal traci w oprawie. Jest zbyt cukierkowy. To taki rodzaj fantasy, który nie pasuje do tego konkretnego fantasy. Stroje wyprasowane, makijaże tip top, a muzyka już nie słowiańska, a zachodnia. Oglądając relację Wiedźmina, Yennefer i Ciri mamy wrażenie, że Henry Cavill próbuje uratować słabo napisane dialogi. Trochę wujek, trochę samiec alfa. To wszystko sprawia, że postać Geralta traci. Kiedy był mroczny i bardziej tajemniczy, był po prostu intrygujący.

photo credit: Netflix
photo credit: Netflix
photo credit: Netflix

Idąc dalej… Gdyby nie starcie Geralta w drugim odcinku z potworem w zamku Vuilpanne to mielibyśmy wręcz melodramat z początkiem gejowskiego romansu i…? Nic poza tym. Konflikt Ciri i Yennefer po prostu nie udał się filmowcom i sprowadza się do pyskówek i słabego montażu. Na szczęście 3 odcinek ratuje Yennefer, a tak naprawdę Anya Chalotra, która ją odgrywa. Widz przynajmniej ma wrażenie, że podobnie jak Cavill, aktorka stara się uratować słaby scenariusz. Podobnie jest z Elfami. Ich losy są bardziej wypełniaczem niż czymś, co powinno zmuszać nas do refleksji na temat niesprawiedliwości. Sceny opowiadające ich wątki stały się wręcz bezinteresowne.

Nowocześnie, powoli…

Później niestety jest coraz gorzej i zdajemy sobie sprawę, że nawet najpiękniejsza scenografia i slow motion nie uratuje opowieści o losach Wiedźmina. Twórcy świadomie postawili na Ciri, która nie potrafi wzbudzić prawdziwych emocji, a jej los sprowadza się wręcz do szukania pomocy w ramionach Geralta. Wątek romansu Jaskiera z Radowidem można sprowadzić tylko do określenia 'cringe’.

Jest to epizod wtłoczony na siłę tak mocno, że od samego początku nie chcemy, żeby miał miejsce.

To prowadzi do kuriozalnej sytuacji, w której Ciri, która znajduje się w obliczu największego niebezpieczeństwa, zostaje pozostawiona sama sobie, na rzecz romansów w szopie. Dramat!

Koniec jest bliski…

Kolejnym problemem jest postać grana przez MyAnna Buring. Chodzi oczywiście o Tissaię, która zdobyła serca fanów, jako najpotężniejsza czarodziejka kontynentu, natomiast w tym sezonie wyraźnie została odsunięta na drugi plan. Z jednej strony bohaterowie szukają w niej ratunku, ale ostatecznie wypada to miernie. To samo tyczy się Jaskiera. Joey Batey jest tylko momentami sobą. Postać niezdarnego pomagiera o wielkim sercu odeszła w zapomnienie.

Choć zabrzmi to strasznie, to cieszymy się, że Wiedźmin z Henry Cavillem na czele się kończy.

Oddanie aktora dla tej postaci zostało spoliczkowane już tyle razy, że musiał nadejść moment, w którym powiedział dość. Miejmy nadzieję, że Cavill powróci w uniwersum Warhammer i zrobi porządek z mass mediami tego świata. Niestety Geralt i Superman jest już przeszłością.