Inteligentny dom. Co to oznacza?

Inteligentny dom czy „inteligentne urządzenia”?

Na rynku nie brakuje „inteligentnych gniazdek” i innych urządzeń, które zamienią pozornie zwykłe mieszkanie czy dom w „inteligentne”. Ale co to w zasadzie oznacza? Czy dzięki jednemu gniazdku dom nagle stanie się inteligentny? A może potrzebnych jest tych gniazdek lub urządzeń więcej? I dlaczego dom jest „inteligentny”, a nie… „mądry”?

To bardzo ważne pytania, bo deweloperzy kuszą potencjalnych klientów rozwiązaniami smart w mieszkaniach czy domach, a sam rynek inteligentnych systemów budynkowych rośnie nieprzerwanie od wielu lat. Pozostaje zatem pytanie: czy opłaca się wybrać system inteligentnego domu, a jeśli już, to co taki system może dać w zamian za całkiem sporą inwestycję?

inteligentny dom, nie jest inteligentny

Żeby lepiej wytłumaczyć Ci o co chodzi w całym tym „inteligentnym” domu (ale nie tylko), musisz się cofnąć do lat 90. Wtedy wszystko musiało być turbo, bo jak nie było, to nie spełniało oczekiwań.

Guma do żucia: Turbo.
Coś porywającego: turbo.
Silnik saaba 900: turbo.

Dzisiaj jest tak samo, tylko zamiast turbo jest przymiotnik „inteligentny”. Inteligentny dom, inteligentny samochód, inteligentny odkurzacz, inteligentny telewizor. Podstawowym kłopotem jest tu oczywiście język polski i to, jak kiedyś ktoś przetłumaczył angielskie smart. W wolnym tłumaczeniu ujdzie „inteligentny”, ale znaczenie tego słowa jest znacznie szersze. W Polsce niestety przyjęło się, że smart to inteligentny, chociaż coraz więcej producentów w swojej komunikacji używa po prostu angielskiego smart. W końcu mamy smartfony, a nie inteligentne telefony; telewizory smart, a nie inteligentne – i tak dalej. Jednak inteligentne domy nie są wcale czymś tak, inteligentnym, jak może Ci się wydawać. Owszem, mogą zrobić tosty (system może sterować obwodem); mogą uruchomić ekspres do kawy przed Twoim wstaniem. I jeszcze kilka rzeczy, które kojarzysz z filmów sci-fi. Tylko to, co kojarzysz dzisiaj z inteligentnym domem to tylko efektowna otoczka.

inteligentny dom to w praktyce marketingowy buzzword, który dotyczy bardziej prozaicznego systemu zarządzania budynkiem (building managment system; BMS)

Kiedy dom może być „inteligentny” (a raczej: czy kiedykolwiek będzie)?

Po wielu rozmowach z integratorami automatyki budynkowej (czyli ludźmi zajmującymi się inteligentnymi domami) zauważyłem, że mają oni dwojaki stosunek do wyrażenia „inteligentny dom”. Z jednej strony posługują się tym wyrażeniem w kontakcie z klientami, jednak w swoim gronie mówią automatyka, automatyka budynkowa, BMS, Raspberry Pi czy KNX. I – jakby na to nie spojrzeć – to oni mają rację. Musisz o tym pamiętać, żeby lepiej zrozumieć różnice, na których wielu integratorów buduje swoją komunikację z klientami. Jednak – kiedy można powiedzieć o tym, że konkretny dom jest inteligentny?

Bardzo praktyczną definicję zaproponował kiedyś Maciek Turski z Futunext (od lat zajmuje się automatyką): inteligentne urządzenia nie tworzą inteligentnego domu osobno; tworzą go dopiero wtedy, gdy komunikują się i działają razem. Wszystkie. Czyli jedno „inteligentne” gniazdko, które kupisz w dyskoncie czy innym Aliexpress, połączysz ze swoim telefonem przez Bluetooth i pozwoli Ci sterować dopływem prądu do jednej konkretnej lampki nie oznacza wcale, że masz inteligentny dom. Roboczo będę mówił dalej o inteligentnym domu, chociaż integratorzy będą się wzdrygać (przepraszam).

Masz po prostu urządzenie, które możesz zaprogramować, żeby robiło coś. Tylko to jedno urządzenie, które niekoniecznie da się połączyć z innymi w sieć. To po prostu fajny gadżet – nic więcej. Żeby Twój dom był inteligentny, musisz jednak zrobić trochę więcej. A na pewno: zapłacić znacznie więcej niż za „inteligentne” gniazdko z dyskontu.

Czym różni się dom „inteligentny” od zwykłego?

Inteligentny dom to system, w którym urządzenia elektryczne są ze sobą połączone.
W idealnej sytuacji daje bezpieczeństwo, pozwala obniżyć zużycie energii (badania pokazują, że w przypadku standardu KNX – nawet o 40%), daje ogromne możliwości sterowania oświetleniem, ogrzewaniem, klimatyzacją, a nawet zraszaczem w ogrodzie. Tak, tym też może sterować system inteligentnego domu. Jednak to wszystko musi być ze sobą jakoś połączone. O tym za chwilę.

Teraz skupię się na tym, co odróżnia dom inteligentny od zwykłego. Pomyśl o włączniku światła w pokoju. Do góry – włącza połączoną z konkretnym włącznikiem lampę; w dół – wyłącza dokładnie tę samą lampę. Z jednego włącznika możesz sterować jedną, góra dwoma lampami (jeśli przełącznik jest podwójny). Jak raz ktoś pociągnął kable, tak już zostało. Wszystko OK, znasz ten schemat. W przypadku inteligentnych domów jeden kontroler może sterować nawet 64 urządzeniami, funkcjami lub scenami (a nawet większą ilością). Jeden przełącznik, wielkości normalnego włącznika. Do tego dochodzi możliwość ściemniania i rozjaśniania oświetlenia, nie tylko włączania i wyłączania; sterowania roletami, klimatyzacją, muzyką, itp. Uruchamiania scen (czyli po prostu sekwencji poleceń, które wykonują podłączone urządzenia) zaczyna się i kończy na naciśnięciu JEDNEGO wcześniej zaprogramowanego przycisku.

Jednego.

Dodatkowo rola każdego przycisku – mechanicznego, dotykowego, zbliżeniowego lub niewidocznego – może być zmieniona w dowolnym momencie. Nie chcesz włączać światła w przedpokoju tym przyciskiem? Żaden problem. W zależności od systemu – możesz to zmienić w odpowiednim oprogramowaniu sterującym lub nawet w telefonie.

Proste?
Proste.
Wygodne?
I to jak!

Jak długo będzie działał inteligentny dom (i ile to kosztuje)?

Warto zacząć od tego, że na rynku jest MASA systemów i standardów inteligentnego domu. Wielu producentów inteligentnych urządzeń elektrycznych wykorzystuje tworzy własne systemy; niektórzy współpracują ze sobą i umożliwiają łączenie urządzeń w jeden system. Za to wiele firm korzysta z otwartych standardów inteligentnego domu – na przykład KNX. Każdy z tych standardów jest efektem różnych podejść. Jedno łączy je wszystkie: każdy system automatyki budynkowej (czyli: inteligentnego domu) wywodzi się mniej lub bardziej z automatyki przemysłowej, czyli systemów – jak sama nazwa wskazuje – przemysłowych. W nich nie liczyła się wygoda, efektowne sceny świetlne czy płynność domykania rolet. W tych systemach kluczowa była stabilność działania – kłopoty z działaniem tych systemów mogły oznaczać przestój lub łatwe do wycenienia straty.

Spore straty.
Finansowe.

Dlatego wiele z tych systemów zadomowiło się (dosłownie) w domach. Jednak tu pojawił się pewien kłopot – systemy automatyki budynkowej potrzebują najczęściej jakiegoś sposobu na komunikowanie się między połączonymi urządzeniami. W halach produkcyjnych to nie kłopot – można dodać przewód do wiązki, zaciągnąć trytytkę i po sprawie. W domu, w którym masz tynk lub gładź na ścianach – to robi się kłopot. Zwłaszcza że systemy inteligentnego domu (te najstabilniejsze) działają w oparciu o magistrale przewodowe, czyli poza doprowadzeniem prądu do urządzeń robiących „coś” (czyli wykonawczych – na przykład lamp, silników rolet, itp.) potrzebny jest sposób na sterowanie pracą tego urządzenia.

Oczywiście – im mniej musisz robić, żeby system dostosował warunki do Twoich oczekiwań, tym lepiej. To może być proste sterowanie temperaturą w zależności od pory dnia; to może być takie sterowanie łopatkami rolet, żeby w środku zawsze była zadana temperatura, ale żeby system wykorzystywał do maksimum wpadające światło – na przykład do oszczędzenia energii na ogrzewanie. I tu pojawiają się (najpopularniejsze w Polsce) rozwiązania bezprzewodowe, których ogromną zaletą jest to, że kontaktują się między sobą bez kabla. Czyli żadnego wiercenia w ścianach. Wystarczy tylko rozpakować i można działać. Na pewno?

Ale przecież płacę za paczkę z napisem „inteligentny dom”! Niekoniecznie. Jak napisałem wcześniej: to, że masz smart lodówkę, smart telewizor, smart gniazdko (wpięte w zwykłe gniazdko) czy smart telefon, to wcale nie oznacza, że Twój dom jest inteligentny. Smart. Kiedy szukałem kilka lat temu mieszkania, wpadłem na różne oferty deweloperów.

„Zamień swoje mieszkanie na smart za jedyne 1999 złotych”

Wiem, copywriter płakał, jak pisał, a marketing manager piał z zachwytu jak zobaczył (a moje serce pisacza internetowego przeszył miecz boleści). Ale – paradoksalnie – to działa. Ta konkretna inwestycja wyprzedała się na pniu, a – jak dowiedziałem się potem z plotek w środowisku – większość domów była z opcją smart. Jednak czym było to całe deweloperskie smart? Paczka z „jednostką sterującą”, czujnikiem ruchu, włącznikiem ściennym, gniazdkiem i jedną zworą do okna. Jakby nie patrzeć… zestaw bardzo mocno startowy. Oczywiście była możliwość dokupienia kolejnych urządzeń do systemu i sterowania nimi za pomocą jednostki centralnej.

Dało się?
Dało.

Jednak problem pojawił się gdy zależało Ci na tym, żeby rozbudować ten system. A dokładniej – problemy. Przede wszystkim: Cena! Każdy, nawet najdrobniejszy element, który da się połączyć z takim smart zestawem kosztuje kilkaset złotych i więcej. Każdy. Kolejnym problemem była i nadal jest stabilność działania – wiele nadajników i odbiorników komunikujących się bezprzewodowo to recepta na niską stabilność. Zwłaszcza w pomieszczeniu ze ścianami zrobionymi z czegoś mocniejszego niż karton-gips. Systemy przewodowe nie mają kłopotu z dużym nagromadzeniem urządzeń podłączonych do systemu. Problemami mogą być przewody, które trzeba gdzieś położyć (czyli nie jest to idealne rozwiązanie do wykończonych mieszkań) oraz to, że gdzieś trzeba upchnąć urządzenia systemowe (aktory przekaźnikowe do sterowania obwodami, ściemniacze, webserwery, itp.) – najlepiej w skrzynce elektrycznej. No i cena…

Dlaczego prawdziwy inteligentny dom jest taki drogi?

Jeśli chcesz mieć inteligentny dom z prawdziwego zdarzenia, czyli taki, w którym możesz sterować w przystępny sposób oświetleniem, klimatyzacją, roletami, zasłonami, rekuperacją czy – na przykład – wszystkim tym jednocześnie, żeby w mieszkaniu były jak najlepsze warunki, a rachunki najmniejsze, to niestety – musisz zapłacić. Sporo. Do tego cena samej instalacji inteligentnego domu zależy od tego, jaki system wybierzesz (przewodowy, bezprzewodowy; dedykowany lub otwarty). Może być rozsądnie drogo. Może być strasznie drogo – zwłaszcza jeśli chcesz, żeby dom był inteligentny na wskroś, włączając w to inteligentne lustra z wyświetlaczem w łazience.

Do brzegu.

Podstawowe pakiety startowe „inteligentnego domu” to koszt od 1000 zł w górę. Trudno mówić o tym jako o czymś poważnym, raczej jako o inwestycji, która pomoże Ci się przekonać, czy na pewno tego chcesz. Może się okazać, że taka inwestycja sprawi, że oszczędzisz kilka(naście/dziesiąt) tysięcy złotych na konkretną instalacje. Potem są różne systemy, które pozwalają na sterowanie podstawowymi urządzeniami w inteligentnym domu – oświetleniem i ogrzewaniem, może roletami. Tu już ceny zależą od tego, ile tych urządzeń i obwodów ma być. W przypadku wypasionych systemów, w których może dziać się dosłownie WSZYSTKO – od sterowania scenami, przez możliwość kontroli każdym urządzeniem elektrycznym w domu, aż do samodzielnego reagowania systemu na konkretne okoliczności – cena nie ma konkretnego limitu.

Do tego musisz pamiętać o tym, że inteligentny dom to nie tylko sprzęt. To także wiedza kogoś, kto to wszystko zaprogramuje i skonfiguruje, a czasem też zaprojektuje całą instalację elektryczną w domu czy mieszkaniu

Tak, za tę wiedzę trzeba zapłacić. Sporo. Jednak – realnie rzecz ujmując – rozsądna instalacja inteligentnego domu w mieszkaniu średniej wielkości (ok. 60 metrów kwadratowych) to koszt od 40 tysięcy w górę. Jeśli chcesz coś więcej, to możesz śmiało liczyć dodatkowy „tysiąc z metra” za inteligentny dom z prawdziwego zdarzenia. Więcej, gdy chcesz jakieś wymyślne przełączniki lub skomplikowane sceny świetlno-termiczno-roletowe. Tu też pojawia się największa zaleta popularnych urządzeń na rynku (czyli na przykład Fibaro) – większość użytkowników konfiguruje je samodzielnie, nawet w przypadku montażu czegoś do prądu. Systemy przewodowe wymagają jednak integratora.

Czy to wszystko się kiedykolwiek zwróci?

Tak. Instalacja inteligentnego domu może być (i dla wielu osób jest) inwestycją. Dlaczego? Systemy inteligentnego domu pozwalają na lepsze wykorzystanie energii elektrycznej – problem z zapalonym światłem w łazience może być rozwiązany przez przyciśnięcie przycisku ze sceną „noc” lub „wyjście z domu”. Na przykład. Do tego połączenie wszystkich systemów elektrycznych w jeden pozwala na lepszą kontrolę nad nimi, a co za tym idzie – efektywniejsze wykorzystanie zasobów. Czyli system może wyłączyć klimatyzację gdy ma komunikat ze zwory w oknie, że okno jest otwarte. Klimatyzacja nie musi dmuchać, bo w pomieszczeniu się wietrzy. Podobnie jest z bezpieczeństwem. Jestem pewien, że każdy, kto ma okno dachowe co najmniej raz go nie zamknął przed deszczem.

System inteligentnego domu może poinformować Cię – na przykład przy wychodzeniu z domu – że okno nie jest zamknięte, a znaki na niebie, ziemi i pogodzie z AcuWeather wskazują na to, że będzie padać deszcz. Detal, ale zalany dom czy mieszkanie to koszt, którego nikt nie chciałby pokrywać – nawet z ubezpieczenia. Do tego różne czujniki, które pomagają uchronić przez poważniejszymi konsekwencjami awarii czy włamania. Możliwości jest masa. To wszystko może być uznane za inwestycję.
Skoro systemy inteligentnego domu pozwalają oszczędzić na rachunkach za prąd nawet 40%, to oznacza, że za kilka(naście) lat instalacja zwróci się. Do tego może oferować poziom komfortu, jaki trudno porównywać do standardowych rozwiązań. Jeśli dodasz do tego możliwość połączenia instalacji inteligentnego domu z fotowoltaiką czy energią geotermalną (to połączenie jest idealnie proste i wystarczy w praktyce jedno urządzenie w skrzynce elektrycznej, żeby połączyć te systemy), to instalacje smart mogą być ciekawym pomysłem, zwłaszcza gdy budujesz dom lub przymierzasz się do remontu (albo zakupu) mieszkania. Bo tak – oszczędności mogą być i to spore. Nawet tak duże, że instalacja może się zwrócić w kilka lat.

Autor: Bartosz Raducha