The Witcher Netflixa, czyli jak Wiedźmin stał się Superhero?

W końcu, po tylu latach oczekiwania fani prozy Andrzeja Sapkowskiego doczekali się wysokobudżetowej wersji ekranizacji Wiedźmina. Ten został stworzony przez amerykańskiego Netflixa. Przeniesienie książki na ekran bywa trudne. Szczególnie wtedy, kiedy uniwersum zostało już przeniesione w sferę multimediów. W tym przypadku mowa oczywiście o sukcesie gier komputerowych zrobionych przez CD PROJECT RED. Redzi wykreowali świat dość podobny do tego, który stworzył Sapkowski, ale jak to wyszło Netflixowi?

Co nam się podoba?

Na początku kilka słów o tym, co Netflix zrobił naprawdę dobrze. Pierwszą rzeczą, która została dopracowana, jest muzyka. Ta idealnie zgrywa się z tym, co dzieje się na ekranie. Każda scena ma świetnie dobraną ścieżkę dźwiękową. Połączenie oprawy audiowizualnej naprawdę może robić wrażenie. Wysoki budżet daje jednak gwarancję dopracowania większości szczegółów. Razem z tym w parze idzie dobre traktowanie materiału źródłowego, czyli książek! Fani gier mogą zdziwić się, niektórymi detalami takimi jak kształt medalionu Geralta, ilością mieczy na plecach czy kolorem włosów Triss. Jednak mimo wszystko twórcy serialu puścili oczko w stronę fanów gier. W serialu możemy znaleźć kilka bliźniaczo wyglądających ujęć, które pojawiły się w intro do pierwszej części gry z 2007 roku. Fani książki natomiast, znajdą w serialu to, co w swoich książkach chciał przekazać Sapkowski.

Warto również wspomnieć o charakterze postaci. Ten jest również dopasowany do książkowych pierwowzorów. Każda postać ma w sobie cechy charakterystyczne. Chamskie odpowiedzi, bezpośredniość, humor, a nawet denerwujący sposób bycia. A Henry Cavill? Nie wszyscy wiedzą, że jest zapalonym graczem serii i poruszył niebo i ziemię, żeby spotkać się z producentami serialu by przekonać ich do siebie. Był Supermanem i wszystko wskazuje na to, że stanie się Wiedźminem. Potrafi być zimny, dziki, ale i sarkastyczny. Widać, że aktorzy wzięli swoje role do serca. Jak będzie później? Oby dalej tak samo.

Chronologia i polskość

To były dobre strony. Jednak mimo dobrego ogółu, czegoś tu brakuje. Przede wszystkim brakuje w tym polskości. Po przeczytaniu Sagi pamiętam swoje wyobrażenie świata przedstawionego przez Andrzeja Sapkowskiego. To, które jest w serialu, moim zdaniem odbiega od pierwowzoru. Co prawda możemy natrafić na pewne smaczki, ale jest ich zdecydowanie za mało. Pomimo tego, że Sapkowski tylko po części korzystał z kultury polskiej, to Amerykanom gdzieś ta polskość uciekła. Brakuje folkloru, na którym w pewnej części Wiedźmin jest oparty. Twórcy serialu spłycili całą intertekstualność, którą zawierał książkowy Wiedźmin. Nawiązania do baśni, legend czy mitów zostały niestety spłycone i dla niektórych odbiorców mogą być w ogólne niejasne, szkoda. Mówiąc o wadach, nie można też nie wspomnieć o wnętrzach budynków. Czytając Sagę miałem wyraźnie inne wyobrażenie przestrzeni niż to, które widziałem na ekranie. Jednak moim największym zarzutem do najnowszej produkcji Netflixa jest to, że chronologia wydarzeń została zupełnie zignorowana.

Osoby nieznające książek zostają wprowadzOnE w zwyczajny nieład czasowy, a czytelnicy też zauważą, że niektóre fragmenty pojawiają się tu niechronologicznie.

Ostatecznie jest to jednak do przejścia. Kreacja postaci ma kilka mankamentów. Nie chodzi tu o poziom gry aktorskiej, bo większość aktorów robi naprawdę dobrą robotę. Problemem jest raczej poprawność polityczna, która jest wciśnięta na siłę, choć doskonale wiemy, że wszystkich niestety nie da się zadowolić.

Czy Wiedźmin dał radę? Oczywiście, że tak. Serial jest dobrym odwzorowaniem książek, trochę do ideału brakuje, ale ideały są nudne. Tak więc fan książek i gier znajdzie tu coś dla siebie. Poza tym to przecież nasz polski Geralt więc wypada nam się z nim polubić i czekać na to, co będzie dalej.

 

Autor: Mateusz Jamroz