,,Nikt nie dzwoni, telefon milczy” – Rozmowa o Agnieszce Osieckiej z Beatą Biały

Z pozoru posiadała wszystko, o czym zwykle marzy człowiek. W rzeczywistości natomiast nie było chyba bardziej samotnej poetessy. Do końca swoich dni tęskniła za miłością, ocierając się o nią wiele razy, ale zawsze – bezskutecznie. O Agnieszce Osieckiej rozmawiamy z dziennikarką, psycholożką i autorką bestsellerowej książki ,,Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”.

Jak narodził się pomysł na napisanie książki kumulującej wspomnienia o Agnieszce Osieckiej?

Skończyłam właśnie pisać książkę i zrobiła się przestrzeń na kolejną. Moja przyjaciółka Kasia Żak nagrywała właśnie płytę z piosenkami Agnieszki Osieckiej „Miłosna Osiecka”. Wpadała do mnie przed próbą czy spektaklem i wciąż śpiewała: „Lody wanilią pachną” albo „Od czitałej do syrakiuz”. Zawsze były bliskie memu sercu pogmatwane losy poetki, jej nieoczywiste wybory, życiowa szarpanina i nieustanna, niezaspokojona potrzeba znalezienia miłości „na życie całe”. Agnieszka była obecna w moim życiu, zanim ja wkroczyłam w jej. W wykonaniu Kasi było zaś tyle emocji, że znów zaczęłam żyć Osiecką. Chodziły za mną te piosenki, na nowo zaczęłam czytać jej poezję, prozę, Dzienniki… Na premierowym koncercie płyty „Miłosna Osiecka” przepadłam na dobre. I wtedy wydawca zadał pytanie: To kto teraz? Bez namysłu odpowiedziałam: Osiecka! Potem nawet żałowałam, bo trzeba mieć tupet żeby pisać o Agnieszce, sama przecież napisała o sobie wszystko. Ale nie było odwrotu. Schowałam się jednak za moimi rozmówcami. Trudność polegała tym, żeby książka różniła się od poprzednich, opowiedziała o Agnieszce rzeczy, których nikt nie wie, pokazała ją z innej perspektywy. Starałam się dotrzeć do osób, które choć były z nią blisko, nie opowiadały dotąd o swoich relacjach z poetką.

Przeprowadzone rozmowy z pewnością zajęły dużo czasu. Jestem przekonana, że informacji było jeszcze więcej niż mogę podejrzewać. Trudno było wyselekcjonować to, co powinno znaleźć się na kartkach książki?

Miałam dwa wektory. Jeden – żeby historie nie powtarzały się. Dlatego od moich rozmówców brałam najciekawsze anegdoty, najpełniej pokazujące Agnieszkę. Ale ważniejszy był drugi wektor – żeby nie przekroczyć granicy. Agnieszka wprawdzie sama szeroko otworzyła drzwi do swego życia, opisując je w Dziennikach, w swojej prozie, a nawet w piosenkach, jednak chciałam, by uszanować tajemnicę tego, czego sama powiedzieć nie chciała. Bo przy dużej otwartości, najwyraźniej miała ważne ku temu powody. Skupiłam się też na przytoczeniu historii z jej życia, ale zupełnie pozbawionym oceny. Uznałam, że nie mam do tego ani prawa, ani kompetencji, zresztą taki jest mój stosunek do ludzi – nie oceniam, nie krytykuję ich wyborów i zachowań, bo nie jestem na ich miejscu.

Skoro mowa o ludziach – wspomnienia którego rozmówcy poruszyły panią najbardziej?

Każdy z moich rozmówców opowiedział wiele poruszających historii o Agnieszce, bo też jej życie było poruszające, niezwykłe i… smutne. Ten smutek Agnieszki był zresztą dla mnie największym zaskoczeniem. Bo przecież na pozór była szczęściarą – miała urodę, talent, sławę, pieniądze i wolność, o jakiej kobiety wtedy tylko marzyły, była kochana przez przyjaciół, łamała serca mężczyznom, a tak naprawdę była bardzo samotna. Magda Czapińska powiedziała: „Wszyscy zawsze mieliśmy wrażenie, że jest królową życia, że wybiera mężczyzn, a teraz myślę, że była samotna i zziębnięta w środku”. Maryla Rodowicz, zapytana: „Co panią w Agnieszce wzruszało?”, odpowiedziała: „Smutek, jaki miała w sobie. Często była smutna. Nie radziła sobie z miłością, z życiem. Zawsze po uczuciowych turbulencjach, po kolejnym nieudanym związku wracała do mamusi na Saską Kępę. Miała tyle przyjaciółek, którym ocierała łzy, a sama była samotna”. Katarzyna Gartner mówi natomiast: „Mam jej tekst Którędy do miłości. Jak może być szczęśliwym człowiek, który pisze: „Którędy do miłości (…) samotność mnie boli, nadzieja swawoli…”? Ona naprawdę do końca miała nadzieję na miłość!” Rozrywająca serce jest opowieść Jacka Mikuły. Kompozytor wspomina swoje ostatnie spotkanie z Agnieszką na Benefisie Maryli Rodowicz. Odwiózł ją po bankiecie do domu. „W tym samochodzie, z dala od towarzyskich śmichów-chichów, przygasła i zaczęła mnie przekonywać, bym z nią zamieszkał. Nalegała. Zaskoczyła mnie, ale potraktowałem to lekko, jako chwilową fantazję kogoś, kto przesadził z winem. Pomysł był niewykonalny – miałem rodzinę i mieszkałem daleko. Znacznie później uzmysłowiłem sobie, jak bardzo osamotniona musiała się czuć z tą straszną chorobą, jak bardzo chciała mieć przy sobie kogoś…” – wspomina. Manuela Gretkowska, która zaprosiła Osiecką na bankiet z okazji wejścia na polski rynek miesięcznika Elle, pamięta, że Agnieszka przyszła sama. „Latami była gwiazdą. Pod koniec życia czuła się bardzo samotna. Na zawsze zostanie mi w pamięci obrazek z tego przyjęcia sprzed dwudziestu pięciu lat, na które przyszła i z którego wyszła sama”.

Zofia Sylwin, redaktorka radiowej Trójki, wciąż nosi w pamięci smutny obrazek ostatniej Trójkowej Wigilii z Agnieszką. Poetka przyszła uśmiechnięta, rozmawiała, jak gdyby nic i nagle powiedziała do koleżanki: „Wiesz, Zosiu, jestem taka samotna”. „Ty? Agnieszko!” – nie mogła uwierzyć. A ona na to: „Nikt nie dzwoni, telefon milczy”

Poprosiła pani Magdę Czapińską, psycholożkę, poetkę i przyjaciółkę Osieckiej o nakreślenie portretu psychologicznego Agnieszki, na co ona odpowiedziała: „Pani chce uzyskać wzór na Agnieszkę. A tego wzoru nie ma. Ona była niedefiniowalna”. Jak się pani wydaje, czy Agnieszka lubiła samą siebie? Czy mogła być świadoma faktu, że w świecie posłusznych córek, żon i matek, jest prekursorką, uczącą kobiety innego rodzaju kobiecości?

Osiecka wiedziała, że jest inna. Zbyt niezależna i odważna różniła się od kobiet jej pokolenia. Nie liczyła się z opinią innych, z konwenansami, z tym „co ludzie powiedzą”. Robiła to, na co miała ochotę. Żyła jak chciała. Niezależna, odważna, wolna. Inna niż kobiety tamtych lat. Jej życiowe wybory jednych gorszyły, u innych wywoływały zazdrość. I zawsze podlegały ocenie. Agnieszka Osiecka wyprzedziła swój czas o pokolenie. Przetarła szlaki obyczajowe innym kobietom. Wyprzedziła epokę, bo kobiety w tamtych czasach wychodziły za mąż, rodziły dzieci i tkwiły w tych rodzinach do końca, nawet jeśli nie były szczęśliwe. Agnieszka nie. Wiedziała, że nie pasuje do obowiązującego modelu kobiety – córki, żony, matki, ale nie potrafiła zrezygnować z wolności. Mogła zresztą sobie na nią pozwolić. Niezależność finansowa sprawiała, że nie musiała uwieszać się na ramieniu żadnego mężczyzny. Nie potrafiła stworzyć domu. A może po prostu nie chciała. „Normalna rodzina to nie było życie dla Agnieszki. Urodziła się artystką, wolnym duchem (…) To nie była matka, która upierze dziecku skarpetki czy ugotuje obiad, wprowadzi granice i rytuały. Od tego był Daniel.

Świat Agnieszki kręcił się wokół życia artystycznego” – wyjaśnia Barbara Wrzesińska, przyjaciółka Osieckiej. Również reżyserka Olga Lipińska, która przyjaźniła się z poetką jeszcze w czasach licealnych mówi, że w Agnieszce nie było pragnienia posiadania domu. Dobrze jej było w pokoju, który w dzieciństwie urządził jej ojciec. „Nie mogę być ptakiem uwięzionym” – wytłumaczyła jej Agnieszka, a w „Tygrysim tangu” napisała: „Twój dom to klatka, klatka, a ja się duszę w nim. Kobieta, żona, matka – to nie jest dla mnie rym”. „Agnieszka nie była do tego stworzona” – mówi Magda Czapińska, poetka, przyjaciółka Osieckiej. Pamięta tłumaczenie Agnieszki, dlaczego nie udało się jej być przykładną żoną i czułą matką: „Może byłabym, gdybym umiała. Może gotowałabym tę pomidorową w tym domu, ale nie umiałam”. I choć wiedziała, że Agata jest nieszczęśliwa z tego powodu, nie mogła wytrzymać stabilizacji. „Bo mnie peszą poważne zamiary i długie życie zgięte w pół. Ach, łoże, łoże, stół… Może jestem jak but nie do pary, a może z górki pędzę w dół…” – napisała w wierszu „Serdeczny mój”. „Agnieszka ciągle wychodziła, uciekała i żyła, jak chciała, ciekawa ludzi, ich historii, ich uczuć, opowieści, anegdot, płaczu, nieszczęść i szczęść (…) Przychodziła, wychodziła. Tak, jak wychodziła ze swoich urodzin, tak wychodziła z ciepła, bo było za ciepłe, z małżeństwa, bo stabilizacja usypiała jej uczucia, z miłości, bo było zbyt słodko, z macierzyństwa, bo miała poczucie winy. Nie mogła wytrzymać i wychodziła. Miała jak kot, swoje ścieżki” – uważa Krystyna Janda. Wciąż gnała za czymś, czego złapać nie może. Mężczyzna, który był gotowy na życie aż po grób, przestawał ją interesować.

Podczas pracy nad książką nie tylko rozmawiała pani z bliskimi Osieckiej, ale również odwiedzała miejsca poetce bliskie. Podejrzewam, że to zbliża do bohaterki, o której aktualnie się pisze… Poczuła pani jakiś wspólny mianownik, cechę, która Was łączy?

I przeraziłam się. Bo zdałam sobie sprawę z tego, że podobnie jak Agnieszka mam problem z miłością. I że muszę coś zmienić, jeśli nie chcę skończyć samotna, jak ona. Życie uczuciowe Agnieszki jest dla mnie wielką lekcją, jakich miłości unikać. Agnieszka na przykład bezgranicznie i bezrozumnie zakochała się w pewnym Zbyszku, znacznie od niej młodszym, o którym mówiła: „mężczyzna, który nigdy nie zaprosił mnie na święta do swojej matki”. Czy pani to sobie wyobraża?! Byli razem 14 lat! „Jak potępieniec kochałam przez czternaście lat jednego Zbyszka. Byłam już dorosła, miałam za sobą dorobek, jakąś popularność, osobowość, która się ludziom podoba. Ja dla Zbyszka zrobiłabym wszystko. I wszystko bym zostawiła. Niestety, nie miałam szansy się poświęcić” – napisała w „Rozmowach w tańcu”. Czy pani wie, że tak naprawdę Agnieszka całe życie szukała miłości, takiej „na życie całe” i mężczyzny, przy którym „się zestarzeję i przy kim mi nie będzie wstyd”? I umarła… samotna.

Katarzyna Gartner stwierdziła w rozmowie z panią, że Osiecka nie umarła na raka – Ona umarła z braku miłości. Można powiedzieć, że uschła jak kwiat. Wyśniła sobie partnera, którego później szukała w każdym pokochanym przez siebie mężczyźnie. Nigdy go nie odnalazła… To takie abstrakcyjne, można powiedzieć – przecież Osiecka nie mogła opędzić się od mężczyzn! Jak skomentować fakt, że Osiecka śniła o miłości każdej nocy, a nigdy nie zaznała jej tak, jakby tego chciała?

Powiedziała jeszcze: „W swej istocie jej życiorys to dramat. Oto losy kobiety, która całe życie szukała miłości, i na ten brak miłości umarła”. No właśnie, kochali się w niej najważniejsi, najbardziej pożądani mężczyźni tamtych lat. „Ktoś kiedyś powiedział złośliwie o Agnieszce, że sypiała z pierwszym rzędem historii. Kochali się w niej najwięksi tego kraju. Chociaż… „kochali” to może za dużo powiedziane – przeżywali z nią fascynujące epizody. To ona była wiecznie zakochana, zwykle nieszczęśliwie – powiedziała mi Krystyna Janda. Jest przekonana, że mężczyznom imponowała inteligencja Agnieszki… połączenie urody z inteligencją, wyobraźnią i piekielnym talentem.

Co – według pani – jest w Agnieszce najbardziej fascynujące?

Myślę, że jej pogmatwane wnętrze i szalone życie. Agnieszka w miłości nie kalkulowała, szła jak w dym, tyle że potem zostawała z tego uczucia tylko garstka popiołu. I oczywiście fascynujący był talent Osieckiej. Michał Kott powiedział, że była najbardziej utalentowaną osobą, jaką w życiu spotkał. I trudno się z nim nie zgodzić. Tego talentu jej zazdroszczę.

Z książki pani autorstwa można łatwo wywnioskować, że Osiecka była wspaniałą przyjaciółką, ale jednak przez każdego zapamiętaną inaczej. Jak to możliwe, że było tyle Agnieszek w jednej tylko Agnieszce?

Sama Agnieszka pisała o sobie: „Jaka ja byłam, nie wie nikt, kogo lubiłam, nie wie nikt…”. Magda Czapińska powiedziała, że Agnieszka była jak lustro, w którym odbija się świat ze wszystkimi jego barwami i emocjami. Kiedy po jej śmierci to lustro rozpadło się na tysiące kawałeczków, każdy z jej przyjaciół, bliskich i znajomych zachował swój kawałek i widzi Agnieszkę w taki sposób, w jaki sam postrzega świat. Każdy opowie inną historię – wspomni o innych rzeczach, co innego zauważy. Bo każdy znał inny kawałek Agnieszki. Była jak kameleon. Hanna Bakuła powiedziała na przykład, że Agnieszka potrafiła być zwariowana i szalona, ale sama Hanka jest jak kolorowy motyl i być może wciągnęła Agnieszkę w ten swój barwny świat. Zupełnie inną relację poetka miała z Magdą Czapińską, Krystyną Jandą czy Magdą Umer. Starałam się pozbierać te rozbite kawałki lustra. Ale czy to w ogóle możliwe?

Rozmawiała: Aleksandra Kucza